Podsumowanie 2010 cz. II
5. Miguel Poveda "Coplas del querer" Bardzo lubię Miguela. Jest to jeden z moich ulubionych głosów flamenco. To cudowne, że nie odrzucając brzmienia flamenco, nie porzucając emocji tej muzyki, charakterystycznych zwrotów melodycznych i rytmicznych sięga jeszcze po jazz, a może należałoby się tu doszukać brzmienia kubańskiego? Ta płyta jest genialną mieszanką stylistyczną, można powiedzieć, że "dobrze wymieszaną" - wszystko tu się idealnie przeplata. Świetnie zagrana - moją szczególną uwagę zwrócił skrzypek - Olvido Lanza, w ogóle partia skrzypiec jest dość istotnym elementem tej płyty, co też nadaje jej bardzo charakterystycznego brzmienia. Przy tej muzyce można odpocząć i... uśmiechnąć się! 6. Beto Betuk "Catavento" Kiedyś opisując komuś tą płytę powiedziałam, że to jest taka muzyka, dzięki której świat staje się... lepszy. I rzeczywiście tak jest. Niesamowity spokój, harmonia, rytm, kołysze cudownie od początku do końca. Trochę portugalskiej nostalg