Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2014

Katowice JazzArt Festival - fragmenty

W sobotę w Katowicach rozpoczął się JazzArt Festival. Kto jeszcze nie dotarł na żaden z koncertów, ma szansę zrobić to do 2 maja, zapewniam, że warto! Mało jest w Polsce festiwali jazzowych proponujących zestawienie tak różnorodnych i ciekawych muzyków. Zachęcam do zapoznania się z całym programem festiwalu  tutaj , a ja dziś skupię się na wspomnieniach z pierwszych dwóch dni i czterech intrygujących koncertów. Pierwszego dnia, w Kinie Rialto organizatorzy zdecydowali się na dwa tak naprawdę skrajnie różne koncerty - wystąpił Tigran Hamasyan i Anouar Brahem Quartet . Tigran zainteresował mnie już kilka lat temu, kiedy jeszcze współpracował z Dhaferem Youssefem. Śledziłam trochę jego solowe projekty, nic na dłużej mnie nie zatrzymało, ale uznałam, że w ciekawy sposób miesza jazz z muzyką ormiańską i warto posłuchać go na żywo. Do Katowic przyjechał z materiałem ze swojej ostatniej płyty - Shadow Theater. Wraz ze swoim triem podjął trudną próbę zaaranżowania na trio muzyki bardzo g

Historia jednej płyty odc. 3 - Seal "Best of 1991-2004 CD2 Acoustic Album"

Obraz
Na chwilę pozwoliłam się ponieść radosnym brzmieniom Wysp Zielonego Przylądka, ale teraz wracam do muzyki... popowej? Uproszczenie. Popowej z dużo domieszką soulu, a także z funkową energią. O kim mowa? O Sealu. Jego akustyczna płyta z wydanego w 2004 roku Best of, to kolejny osamotniony w swojej genialności krążek. Seal zainteresował mnie, kiedy w radiach hitem stała się piosenka "Love's divine". Nie znałam jego płyt, nie wiedziałam zupełnie, na którą się zdecydować, a właśnie w tym czasie ukazała się składanka "Best of 1991-2004" . Spodobała mi się, bo była dwupłytowa. Na pierwszej płycie znalazły się zebrane single w oryginalnych wersjach, a na drugiej... właściwie najbardziej popularne piosenki w aranżacjach akustycznych. Żeby było jeszcze przyjemniej, płyta nie miała pięciu utworów, jak to często bywa w przypadku różnych "dodatków", tylko 13! Zakochałam się w niej 10 lat temu i ta miłość trwa do dziś. Oczywiście, żeby było sprawiedliwie słuch

Sara Tavares w Teatrze Studio

Obraz
Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że wczoraj w Warszawie pojawiło się prawdziwe lizbońskie słońce. Tyle radości, energii i ciepła potrafi przynieść tylko Sara Tavares. Ostatni raz miałam okazję usłyszeć ją 3 lata temu na Festiwalu Skrzyżowanie Kultur, już wtedy była to cudowna, ogromna dawka optymizmu, ale mimo wszystko nieporównywalna z tym co się działo wczoraj. Z pewnością wczorajszy koncert odebrałam lepiej przez miejsce, w którym się odbywał - wiadomo, że w sali teatralnej było o wiele lepsze nagłośnienie niż w festiwalowym namiocie. Nic nie przeszkadzało mi w pełnym oddaniu się muzyce. Nareszcie mogłam wychwycić dźwięki wszystkich instrumentów, niuanse w głosie Sary... coraz bardziej przekonuję się, że dobra sala i nagłośnienie, to absolutna podstawa.  Nie wiem jak Sara i jej zespół to robią, że zawsze wychodzę z ich koncertów uśmiechnięta i... rozgrzana - ta muzyka ma w sobie tyle ciepła! Można by powiedzieć, że przecież cała muzyka Wysp Zielonego Przylądka ma w sobie