Tord Gustavsen Trio
Ostatnio na nowo zachwyciłam się triem Torda Gustavsena. Wystarczył jeden koncert... w deszczu... Jazz na starówce. No ale cóż, kiedy oni grają nie ma nawet znaczenia to, że z nieba lecą litry wody, że ktoś przede mną wielkim czerwonym parasolem zasłania mi świat. Nic nie ma znaczenia, kiedy oni zaczynają grac, bo wtedy można naprawdę zapomniec o całym świecie. Jazz skandynawski w ogóle ma w sobie magię. Jest w nim tyle przestrzeni i niezwykłego zimna. Kiedy słucham Vicar Street mam wrażenie, że ta muzyka mnie otula. Może dla tego ich płyt uwielbiam słuchac głośno, tak żeby przenieśli mnie do swojego świata. Od dawna podziwiam grę Torda. Nie wiem, czy jest drugi pianista, który gra tak ciepłym dźwiękiem, który tak "głaszcze" fortepian. Rozczulają mnie momenty, kiedy cała publicznośc zamiera, chcąc usłyszec najcichsze dźwięki wygrywane przez Torda i te harmonie, tak przedziwnie naturalne z tym co gra nam w duszy... ( Draw Near ). Największe wrażenie robi to wszystko właśn