Tord Gustavsen Trio
Ostatnio na nowo zachwyciłam się triem Torda Gustavsena. Wystarczył jeden koncert... w deszczu... Jazz na starówce. No ale cóż, kiedy oni grają nie ma nawet znaczenia to, że z nieba lecą litry wody, że ktoś przede mną wielkim czerwonym parasolem zasłania mi świat. Nic nie ma znaczenia, kiedy oni zaczynają grac, bo wtedy można naprawdę zapomniec o całym świecie.
Jazz skandynawski w ogóle ma w sobie magię. Jest w nim tyle przestrzeni i niezwykłego zimna. Kiedy słucham Vicar Street mam wrażenie, że ta muzyka mnie otula. Może dla tego ich płyt uwielbiam słuchac głośno, tak żeby przenieśli mnie do swojego świata.
Od dawna podziwiam grę Torda. Nie wiem, czy jest drugi pianista, który gra tak ciepłym dźwiękiem, który tak "głaszcze" fortepian. Rozczulają mnie momenty, kiedy cała publicznośc zamiera, chcąc usłyszec najcichsze dźwięki wygrywane przez Torda i te harmonie, tak przedziwnie naturalne z tym co gra nam w duszy... (Draw Near). Największe wrażenie robi to wszystko właśnie na takich koncertach plenerowych. O wiele łątwiej stworzyc klimat w uroczej sali Fabryki Trzciny, gdzie warunki zdecydowanie bardziej sprzyjają słuchaniu muzyki wymagającej skupienia, niż na rynku, w deszczu, dla kłębiącego się tłumu pod kolorowymi parasolami. Jemu się to udało (oczywiście tutaj też duża zasługa perkusisty i basisty, ale o tym zaraz!), na rynku panowała zupełna cisza... słychac było grające trio i kapiący cicho deszcz. Magia, czysta magia.
Tord to jednak nie sama nostalgia, chociaż jest w nim ogromnie dużo skandynawskiego chłodu, opanowania, jest pianistą bardzo wszechstronnym. Pięknie przeplata wirtuozerię, energię i moc w grze z delikatnością. Jego nie da się nie słuchac, potrafi przyciągnąc uwagę nawet jednym dźwiękiem.
Warto wspomniec o tym, że większośc kompozycji, które można odnaleźc na płytach Tord Gustavsen Trio, czy Tord Gustavsen Ensemble, to kompozycje Torda. Z pozoru proste melodie, łatwo wpadające w ucho, ale tak ubrane w dodatkowe dźwięki, harmonie, że stają się niepowtarzalne i tak bardzo charakterystyczne tylko dla Torda.
No dobrze, ale nie sam Tord tworzy trio! We trzech tworzą jeden doskonały organizm. Wszystko w ich grze jest spójne, jeden dźwięk wynika z drugiego. Solowe popisy basisty - Matsa Eilertsena, podczas Jazzu na starówce zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Jakoś wcześniej nie miałam okazji go usłyszec w takiej ilości solo. Lubię, kiedy ktoś podchodząc do swojego instrumentu pokazuje mi jak dużo różnorodnych dźwięków można z niego wydobyc. Perkusista - Jarle Vespestad, to chyba najbardziej dyskretny perkusista, jakiego znam. Przyznam się, że mam pewien problem z perkusją w różnych takich zespołach - zawsze mam wrażenie, że jest jej za dużo, że jest nie na miejscu albo, że tworzy jedynie monotonne tło. Nie, nie, nie jest tak, kiedy to Jarle Vespestad zasiada przy zestawie. On uderza w bębny, talerze z takim wyczuciem, bo czy zawsze efekt musi byc wtedy, kiedy jest głośno? Nie, pobawmy się ciszą.
Ta cisza to też element charakterystyczny generalnie dla jazzu skandynawskiego, ale u nich jest jej szczególnie dużo. Lubię, kiedy na koncertach muzycy bawią się CISZĄ, bo tego jest tak mało na świecie, stanowczo za mało. Zresztą wydaje mi się to ciekawsze, niż tylko ciągłe powalanie słuchacza niezwykłą wirtuozerią, doskonałą techniką. Ciągły pęd, brak czasu na zatrzymanie się, oddech... i zastanowienie, co właściwie chce się tą muzyką przekazac, czy to ma sens?
Tord Gustavsen we wszystkich swoich projektach stwarza swój muzyczny świat, do którego zabiera słuchacza i wcale tak łatwo go nie wypuszcza - uprzedzam. Spójrzmy jeszcze na Tord Gustavsen Ensemble, czyli tak naprawdę trio poszerzone o saksofonistę -Tore Brunborg i ciekawą wokalistkę o przepięknie zachrypniętym głosie - Kristin Asbjørnsen... (tu fragmenty z koncertu w tym składzie). Na płycie nagranej w tym składzie Tord, wydaje mi się, że wzniósł się na wyżyny... hmm..abstrakcyjności, a ciszy jest jeszcze więcej niż na płytach tria. Jedna z tych płyt, która wciągnęła mnie i nie potrafiłam szybko jej odłożyc, ale pewnie jak to zwykle u Torda - muzyka dla tych, którzy lubią się wsłuchiwac, śledzic każdy dźwięk i szmer...
Bez wątpienia wszystkiego, czego dotknie Tord musi byc magiczne, od ostatniego koncertu stał się moim ukochanym pianistą... a dla tych, którzy w deszczowe letnie dni niekoniecznie lubią rozgrzewac się słoneczną muzyką, jego muzyka będzie idealna!
Where we went
Jazz skandynawski w ogóle ma w sobie magię. Jest w nim tyle przestrzeni i niezwykłego zimna. Kiedy słucham Vicar Street mam wrażenie, że ta muzyka mnie otula. Może dla tego ich płyt uwielbiam słuchac głośno, tak żeby przenieśli mnie do swojego świata.
Od dawna podziwiam grę Torda. Nie wiem, czy jest drugi pianista, który gra tak ciepłym dźwiękiem, który tak "głaszcze" fortepian. Rozczulają mnie momenty, kiedy cała publicznośc zamiera, chcąc usłyszec najcichsze dźwięki wygrywane przez Torda i te harmonie, tak przedziwnie naturalne z tym co gra nam w duszy... (Draw Near). Największe wrażenie robi to wszystko właśnie na takich koncertach plenerowych. O wiele łątwiej stworzyc klimat w uroczej sali Fabryki Trzciny, gdzie warunki zdecydowanie bardziej sprzyjają słuchaniu muzyki wymagającej skupienia, niż na rynku, w deszczu, dla kłębiącego się tłumu pod kolorowymi parasolami. Jemu się to udało (oczywiście tutaj też duża zasługa perkusisty i basisty, ale o tym zaraz!), na rynku panowała zupełna cisza... słychac było grające trio i kapiący cicho deszcz. Magia, czysta magia.
Tord to jednak nie sama nostalgia, chociaż jest w nim ogromnie dużo skandynawskiego chłodu, opanowania, jest pianistą bardzo wszechstronnym. Pięknie przeplata wirtuozerię, energię i moc w grze z delikatnością. Jego nie da się nie słuchac, potrafi przyciągnąc uwagę nawet jednym dźwiękiem.
Warto wspomniec o tym, że większośc kompozycji, które można odnaleźc na płytach Tord Gustavsen Trio, czy Tord Gustavsen Ensemble, to kompozycje Torda. Z pozoru proste melodie, łatwo wpadające w ucho, ale tak ubrane w dodatkowe dźwięki, harmonie, że stają się niepowtarzalne i tak bardzo charakterystyczne tylko dla Torda.
No dobrze, ale nie sam Tord tworzy trio! We trzech tworzą jeden doskonały organizm. Wszystko w ich grze jest spójne, jeden dźwięk wynika z drugiego. Solowe popisy basisty - Matsa Eilertsena, podczas Jazzu na starówce zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Jakoś wcześniej nie miałam okazji go usłyszec w takiej ilości solo. Lubię, kiedy ktoś podchodząc do swojego instrumentu pokazuje mi jak dużo różnorodnych dźwięków można z niego wydobyc. Perkusista - Jarle Vespestad, to chyba najbardziej dyskretny perkusista, jakiego znam. Przyznam się, że mam pewien problem z perkusją w różnych takich zespołach - zawsze mam wrażenie, że jest jej za dużo, że jest nie na miejscu albo, że tworzy jedynie monotonne tło. Nie, nie, nie jest tak, kiedy to Jarle Vespestad zasiada przy zestawie. On uderza w bębny, talerze z takim wyczuciem, bo czy zawsze efekt musi byc wtedy, kiedy jest głośno? Nie, pobawmy się ciszą.
Ta cisza to też element charakterystyczny generalnie dla jazzu skandynawskiego, ale u nich jest jej szczególnie dużo. Lubię, kiedy na koncertach muzycy bawią się CISZĄ, bo tego jest tak mało na świecie, stanowczo za mało. Zresztą wydaje mi się to ciekawsze, niż tylko ciągłe powalanie słuchacza niezwykłą wirtuozerią, doskonałą techniką. Ciągły pęd, brak czasu na zatrzymanie się, oddech... i zastanowienie, co właściwie chce się tą muzyką przekazac, czy to ma sens?
Tord Gustavsen we wszystkich swoich projektach stwarza swój muzyczny świat, do którego zabiera słuchacza i wcale tak łatwo go nie wypuszcza - uprzedzam. Spójrzmy jeszcze na Tord Gustavsen Ensemble, czyli tak naprawdę trio poszerzone o saksofonistę -Tore Brunborg i ciekawą wokalistkę o przepięknie zachrypniętym głosie - Kristin Asbjørnsen... (tu fragmenty z koncertu w tym składzie). Na płycie nagranej w tym składzie Tord, wydaje mi się, że wzniósł się na wyżyny... hmm..abstrakcyjności, a ciszy jest jeszcze więcej niż na płytach tria. Jedna z tych płyt, która wciągnęła mnie i nie potrafiłam szybko jej odłożyc, ale pewnie jak to zwykle u Torda - muzyka dla tych, którzy lubią się wsłuchiwac, śledzic każdy dźwięk i szmer...
Bez wątpienia wszystkiego, czego dotknie Tord musi byc magiczne, od ostatniego koncertu stał się moim ukochanym pianistą... a dla tych, którzy w deszczowe letnie dni niekoniecznie lubią rozgrzewac się słoneczną muzyką, jego muzyka będzie idealna!
Where we went
Komentarze
Prześlij komentarz