Podsumowanie 2010 cz. I

Wszędzie podsumowania...to ja też się skuszę :)
Tak oto wyszperałam w 14 płyt, które ukazały się w zeszłym roku i które miałam okazję słyszeć lub stoją na mojej półce. Bardzo chciałam wybrać z tego tak... z 5, uznałam, że to by dobrze brzmiało: najlepsza piątka 2010 r., ale nie udało się. Jest 10.
(kolejność mniej więcej według kolejności ukazywania się płyt)

1. Tord Gustavsen Ensemble "Restored, Returned"
Tord czaruje fortepianem i o tym wiem od dawna, z triem brzmiał niesamowicie i na płytach i na żywo, a okazało się, że jak dołączyć do nich wokalistkę i saksofonistę - magia będzie jeszcze większa. Ach, ten jazz skandynawski, jedyny w swoim rodzaju, zimny, oszczędny i ta charakterystyczna dla Torda cisza - brzmiąca cisza. Do tego Kristin Asbjornsen z bardzo ciekawą barwą głosu, szkoda tylko, że na płycie śpiewa wyłącznie po angielsku, ale całość jest na tyle piękna, że wybaczam :)

2. Kayah & Royal Quartet
Po pierwsze brawa, że nareszcie w Polsce ktoś, kto od lat związany jest z muzyką rozrywkową, nagrał płytę, na której pojawiają się jedynie głosy i kwartet smyczkowy! Kayah przypomniała jak wiele pięknych piosenek napisała, nareszcie słychać też jak ogromne ma możliwości wokalne. Ale to wciąż jeszcze nic, bo jej równorzędnym partnerem jest tu Royal String Quartet - wspaniali ludzi i wspaniali muzycy, moi absolutni idole. Nikt nie gra taką barwą dźwięku jak oni, nie znam drugiego kwartetu, który tworzyłby tak niezwykłą jedność, nie cztery instrumenty - a jeden, to wielka sztuka. Mamy więc Kayah, która nareszcie pokazuje w pełni swoje możliwości wokalne, mamy genialny kwartet smyczkowy, mamy piękne dopełniającą brzmienie Kayah Iwonę Zasuwę w chórkach, mamy świetne aranżacje i mamy... niewątpliwie jedną z najlepszych płyt 2010 r. Zresztą, czy da się inaczej, jeśli w studiu spotykają się TACY artyści?

3. Dhafer Youssef  "Abu Nawas Rhapsody"
Ostatnio słuchając jednej ze starszych płyt Dhafera pomyślałam, że mógłby nagrać w końcu coś... mniej udanego, bo jest zbyt idealny. Oczywiście to żart, bo cieszę się, że są na tym świecie artyści, którzy nagrywają każdą płytę inną, wciąż poszukują i za każdym razem powalają na kolana.
Dhafer tym razem w kwartecie, jedynie on z oud, i koledzy na fortepianie, perkusji i kontrabasie, akustycznie, bardzo jazzowo. Marzę o tym, by usłyszeć ten materiał na żywo na koncercie, bo domyślam się, że będzie to maksimum improwizacji i szaleństwa! Cieszę się, że akustycznie, nieziemski głos Dhafera dzięki temu jeszcze bardziej przykuwa uwagę. Oud, oud - mój ukochany instrument, a Dhafer potrafi na nim zagrać wszystko.
Dhafer, to nie muzyk, nie artysta, to zjawisko, głos nie z tego świata. A płyta jest genialne zespoleniem magicznego brzmienia arabskiego z szaleńczym, prawdziwym jazzem. Teraz jeszcze tylko koncert w Polsce poproszę!

4. Brendan Perry "Night Ark"
Męska połowa zespołu Dead Can Dance. Płyt Lisy Gerrard tych głośnych i mniej głośnych już było wiele. Pora na głośną płytę Brendana! Pierwsze co zwróciło tu chyba moją uwagę, to jedna z tych informacji, które bardzo lubię na płytach: "written, performed and produced by Brendan Perry". Otóż to - ile niesamowitej muzyki może wytworzyć jedna osoba. A jaka właściwie jest ta muzyka? Bardzo ilustracyjna, płyty świetnie słucha się w całości i głośno, głośno... tak, żeby ta muzyka mogła otoczyć słuchającego ze wszystkich stron. Klimatem bardzo przypomina dokonania Dead Can Dance i cieszę się, bo tęskniłam za tym, a na płytach Lisy tego nie odnajdywałam.

W części drugiej kolejne płyty! Już niedługo!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fado - o co w tym chodzi?

Muzyczna wyspa Yumi Ito [Yumi Ito "Ysla"]

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"