Melody Gardot w Kongresowej
Tak myślałam, że coś zniszczy moje plany ułożenia wszystkich wpisów o fado jeden po drugim. Miało się udać, ale dzisiejszego występu Melody Gardot nie mogę nie opisać i muszę to również natychmiast opublikować, bo jutro już wrażenia nie będą takie same. Cały czas nie mogę wyjść z podziwu dla Melody i dla całego zespołu, który zdawało się, że jest jednym organizmem, że wszyscy jakby oddychają razem. Nigdy nie byłam na tak wspaniałym koncercie, a przecież był i pierwszy warszawski koncert Marizy, Buika, Antony and the Johnsons, ale dziś Melody... przebiła wszystkich, wcisnęła w fotel i uniosła z niego w tanecznych rytmach. Była perfekcyjna, dzika, spokojna. Mam wrażenie, że pokazała pełen wachlarz swoich możliwości. A może nawet to jeszcze nie było wszystko? Niewątpliwie jest nieobliczalna. Od razu zwrócę uwagę na to, że Melody Gardot na płytach studyjnych i na koncercie, to jakby dwie różne osoby. Chociaż zasłuchuję się w jej płytach, to jednak pozostawiają one pewien niedosyt, zwłas