Mikromusic w Hybrydach
O takim koncercie nie można nie napisać!
Brawa dla całego zespołu. Już na płytach słychać, że świetnie grają, ale nic nie zastąpi emocji koncertowych. Dla mnie oczywiście postacią, która najbardziej przyciąga uwagę jest Natalia Grosiak, ale nie tylko dlatego, że jest wokalistką zespołu, jest także niezwykle silną osobowością muzyczną. Naprawdę mało jest ludzi, którzy śpiewają tak czysto jak Natalia. Niby brzmi to banalnie, bo... mój Boże, to powinno być podstawą u każdego dobrego wokalisty - śpiewać czysto, ale nawet największym zdarzy się kilka dźwięków obok na koncercie. Natalii dzisiaj się nie zdarzyło. Z taką samą lekkością śpiewa scatem i z tekstem, gładko przechodzi, nie ma różnicy - wciąż mam w głowie to improwizowane solo scatem i nie mogę się opędzić od myśli, że ta dziewczyna wszystko zaśpiewa. Do tego dochodzi interpretacja, słychać, że Natalia przywiązuje dużą wagę do tekstu, stara się go przekazać w sposób sugestywny, a że teksty pisze sama - przekaz staje się jeszcze bardziej autentyczny (do tych pochwał dodajmy jeszcze świetną dykcję!).
No dobrze, ale żeby nie tylko o Natalii. Mile zaskoczył mnie gitarzysta - Dawid Korbaczyński. Jakoś na płytach tak bardzo nie przyciąga uwagi, za to na koncercie pokazał, że świetnym gitarzystą jest - choćby w Porzeczkach, czy grając niezwykle ciepłym, kojącym dźwiękiem ostatni duetowy bis z Natalią (Motylki). Robert Jarmużek na klawiszach dzisiaj już nie wydawał mi się taką kopią Leszka Możdżera i bardzo dobrze! Solówka w Jesieni w wersji koncertowej - powalająca. Robert Szydło na basie... na ostatniej płycie odkryłam, że jest świetnym kompozytorem (Porzeczki i Szkodnik, to chyba dwa najciekawsze kawałki na Sovie), a dzisiaj okazało się, że na gitarze basowej też potrafi zagrać absolutnie wszystko! Perkusiści - wielki plus za wyczucie!
Musiałam, musiałam o prawie każdym osobno tu napisać, bo tam tak naprawdę każdy miał szansę chociaż na chwilę stać się solistą. Świetnym solistą. A przy tym całe Mikromusic jest niesamowicie zgrane. Uwielbiam zespoły składające się ze znakomitych muzyków-solistów, którzy grając razem brzmią jak jeden organizm.
Cudownie bawią się muzyką. Dodajmy jeszcze, że doskonałe było nagłośnienie - a to jakoś ostatnio coraz rzadziej się zdarza.
Strasznie słodko się zrobiło. Dobrze, to powiem, że zabrakło mi trochę piosenek z Sennika. Ja rozumiem, że promują Sovę, ale czy mi się wydaje, czy z Sennika pojawił się jedynie bisowy Kardamon i Pieprz? Zresztą też ogromne zaskoczenie, po pierwszych akordach wydawało mi się, że to jakaś nowa piosenka, coś czego kompletnie nie znam i właściwie dopiero pierwsze słowa uświadomiły mi, że to Kardamon i Pieprz. Kompletnie przearanżowane, odważnie, ciekawie, dobrze, że nie trzymają się sztywno ciągle tego samego aranżu. Ale mógł zabrzmieć jeszcze np. mój ukochany utwór - Świat oddala się ode mnie.
Tak, to była muzyka baaardzo prawdziwa, transowa, wciągająca... można by powiedzieć, że jak dobry film, trzymający w napięciu od początku do końca. Oni cali są muzyką, grają, a Natalia śpiewa i nic innego się liczy, oddają się temu w pełni. Mnie to przekonuje - kupuję, czuję, rozumiem.
W lutym kolejny koncert w Warszawie. Dzisiaj już wiem, że muszę tam być. Jak to dobrze, że mamy w Polsce takich świetnych muzyków... może należałoby powiedzieć jazzowych? Ale chyba nie, chyba po prostu muzyków, którzy mają niesamowitą wyobraźnię, otwarte głowy i serca.
Brawa dla całego zespołu. Już na płytach słychać, że świetnie grają, ale nic nie zastąpi emocji koncertowych. Dla mnie oczywiście postacią, która najbardziej przyciąga uwagę jest Natalia Grosiak, ale nie tylko dlatego, że jest wokalistką zespołu, jest także niezwykle silną osobowością muzyczną. Naprawdę mało jest ludzi, którzy śpiewają tak czysto jak Natalia. Niby brzmi to banalnie, bo... mój Boże, to powinno być podstawą u każdego dobrego wokalisty - śpiewać czysto, ale nawet największym zdarzy się kilka dźwięków obok na koncercie. Natalii dzisiaj się nie zdarzyło. Z taką samą lekkością śpiewa scatem i z tekstem, gładko przechodzi, nie ma różnicy - wciąż mam w głowie to improwizowane solo scatem i nie mogę się opędzić od myśli, że ta dziewczyna wszystko zaśpiewa. Do tego dochodzi interpretacja, słychać, że Natalia przywiązuje dużą wagę do tekstu, stara się go przekazać w sposób sugestywny, a że teksty pisze sama - przekaz staje się jeszcze bardziej autentyczny (do tych pochwał dodajmy jeszcze świetną dykcję!).
No dobrze, ale żeby nie tylko o Natalii. Mile zaskoczył mnie gitarzysta - Dawid Korbaczyński. Jakoś na płytach tak bardzo nie przyciąga uwagi, za to na koncercie pokazał, że świetnym gitarzystą jest - choćby w Porzeczkach, czy grając niezwykle ciepłym, kojącym dźwiękiem ostatni duetowy bis z Natalią (Motylki). Robert Jarmużek na klawiszach dzisiaj już nie wydawał mi się taką kopią Leszka Możdżera i bardzo dobrze! Solówka w Jesieni w wersji koncertowej - powalająca. Robert Szydło na basie... na ostatniej płycie odkryłam, że jest świetnym kompozytorem (Porzeczki i Szkodnik, to chyba dwa najciekawsze kawałki na Sovie), a dzisiaj okazało się, że na gitarze basowej też potrafi zagrać absolutnie wszystko! Perkusiści - wielki plus za wyczucie!
Musiałam, musiałam o prawie każdym osobno tu napisać, bo tam tak naprawdę każdy miał szansę chociaż na chwilę stać się solistą. Świetnym solistą. A przy tym całe Mikromusic jest niesamowicie zgrane. Uwielbiam zespoły składające się ze znakomitych muzyków-solistów, którzy grając razem brzmią jak jeden organizm.
Cudownie bawią się muzyką. Dodajmy jeszcze, że doskonałe było nagłośnienie - a to jakoś ostatnio coraz rzadziej się zdarza.
Strasznie słodko się zrobiło. Dobrze, to powiem, że zabrakło mi trochę piosenek z Sennika. Ja rozumiem, że promują Sovę, ale czy mi się wydaje, czy z Sennika pojawił się jedynie bisowy Kardamon i Pieprz? Zresztą też ogromne zaskoczenie, po pierwszych akordach wydawało mi się, że to jakaś nowa piosenka, coś czego kompletnie nie znam i właściwie dopiero pierwsze słowa uświadomiły mi, że to Kardamon i Pieprz. Kompletnie przearanżowane, odważnie, ciekawie, dobrze, że nie trzymają się sztywno ciągle tego samego aranżu. Ale mógł zabrzmieć jeszcze np. mój ukochany utwór - Świat oddala się ode mnie.
Tak, to była muzyka baaardzo prawdziwa, transowa, wciągająca... można by powiedzieć, że jak dobry film, trzymający w napięciu od początku do końca. Oni cali są muzyką, grają, a Natalia śpiewa i nic innego się liczy, oddają się temu w pełni. Mnie to przekonuje - kupuję, czuję, rozumiem.
W lutym kolejny koncert w Warszawie. Dzisiaj już wiem, że muszę tam być. Jak to dobrze, że mamy w Polsce takich świetnych muzyków... może należałoby powiedzieć jazzowych? Ale chyba nie, chyba po prostu muzyków, którzy mają niesamowitą wyobraźnię, otwarte głowy i serca.
brawo Mikro!
OdpowiedzUsuńZgadzam się w całej rozciągłości.... Świetny koncert!
OdpowiedzUsuńO ile pamiętam było też "Moje mieszkanie" z pierwszej płyty, ale chyba już nic więcej offpromocyjnie. Szkoda, choć dzięki temu był czas na naprawdę długie improwizacje wokół SOVY, do której już też się zdążyłem z grubsza przyzwyczaić i wsłuchać.
OdpowiedzUsuńCo do dykcji to mam zupełnie odwrotne wrażenie niż ty - Natalia śpiewała bardziej dźwięki niż sylaby. Znam te teksty mniej więcej na pamięć, więc specjalnie mi to nie przeszkadzało, ale dwoje moich przyjaciół, którzy nie są zapalonymi fanami zespołu, zauważyło, że trudno było zrozumieć, a oni są w tej kwestii bardziej wiarygodni niż ty czy ja. =} Być może dołożyło się do tego też nagłośnienie (w tej kwestii można by mieć zastrzeżenia), ale wokal na pewno nie był specjalnie nastawiony na przekazywanie treści, robił raczej za instrument prowadzący.
Z koncertu i tak jestem przeszczęśliwy, bo to pierwszy mój kontakt na żywo, w dodatku mam także podpisy prawie wszystkich chłopaków (tu masz rację - genialnie gra każdy, a razem wychodzi równie cudownie!), więc może nie oceniam obiektywnie, ale co tam, to akurat najmniejszy mój problem! =}
Już bardziej się zastanawiam, jak się w lutym załapać na koncert, bo w radiu to nie tak łatwo, ze się kupi bilet i po bólu. ={ Może się da tam wtargnąć jakąś zorganizowaną szajką fanowską, co? Dla mnie to straszne, że promocja płyty to przez pierwsze miesiące tylko po jednym koncercie na miasto - trzeba korzystać, kurczę!
A po osobistym zaproszeniu ze sceny jednak postaram się w sobotę wpaść do Wrocławia ze słowem...
Tak, tak, moje mieszkanie pamiętam. Jeszcze Oddychaj z pierwszej płyty (chyba nie wspomniała). Ale i tak za mało! ;)
OdpowiedzUsuń