Mikromusic w Jazz Cafe Łomianki ;)
Nikt chyba nie dostarcza takich przeżyć koncertowych jak Mikromusic, więc znowu będzie wpis pokoncertowy, ale nie mogłam się powstrzymać, bo koncert zupełnie inny niż w Hybrydach, inny niż w Trójce.
Przede wszystkim, nie ma nic piękniejszego niż usłyszeć 3 raz na koncercie właściwie ten sam materiał, ale zagrany zupełnie inaczej, inaczej zaaranżowany, z inną energią, w innym klimacie. Tym razem było o wiele więcej jazzu, improwizacji. Momentami czułam się jak na... jam session. Mikromusic nie przestaje mnie zaskakiwać. Pisałam o tym, że bez wątpienia są to ludzie z niesamowitą wyobraźnią muzyczną - dzisiaj pokazali to jeszcze mocniej.
Natalia Grosiak ma w sobie coś niezwykłego. Kiedy śpiewa, wierzę w każde jej słowo, jest autentyczna, prawdziwa. Nie każdy, nawet własne teksty potrafi zaśpiewać w sposób tak sugestywny. Jednocześnie, marzy mi się jeszcze więcej takich wokaliz Natalii, jak ta w "Szkodniku" - niemal instrumentalnych, wielobarwnych, nie ma dla mnie chyba nic bardziej fascynującego od traktowania głosu jak instrumentu. Dobrze, dobrze, ale o tym, że Natalia Grosiak świetną wokalistką jest, rozpisywałam się już po Hybrydach - nic się w tej kwestii nie zmieniło i nie sądzę by miało się zmienić! Ale i tak nie przestaje zaskakiwać... wszechstronnością, swobodą, wrażliwością i tym jak bardzo czuje... jazz.
No właśnie...jazz, jazz... wciąż ten element jazzowy przewijał się na ostatnim koncercie. Może to także przez klub, małą scenę, wszystko i wszystkich blisko siebie - to zabawne uczucie, kiedy każdy dźwięk jest jakby namacalny.
Porcję solidnego jazzu dostaliśmy już na początku koncertu. "Moje mieszkanie" zabrzmiało jako drugie i muszę przyznać, że jeszcze nigdy tak nie brzmiało. Solo Dawida Korbaczyńskiego (!!!) na długo pozostanie mi w uszach. Dawid potrafi tak cudownie "wyśpiewywać" dźwięki na gitarze. Nie wystarczy wymieść szybko i z błyskiem, musi być jeszcze COŚ, a myślę, że tym czymś są... emocje i wyobraźnia ("Porzeczkowe" szaleństwo? ;) ) i być może najważniejsza rzecz - umiejętność przeniesienia tego na instrument i przekazania słuchaczom. Sama wciąż się tego uczę, wiem, że nie jest to łatwe, a Dawid to potrafi i tu wielkie brawa ode mnie!
Stanowczo powinien tu być akapit poświęcony trębaczowi Mikromusic! Adam Lepka zdaje się, że został przeze mnie pominięty w opisie koncertu w Hybrydach, bo prawdą jest, że wtedy nie zwrócił specjalnie mojej uwagi. Natomiast w Łomiankach... ach, jakie to było cudne granie. Zawsze zachwyca mnie kiedy ktoś potrafi tak genialnie frazować na trąbce. Z jednej strony jazzowa fantazja, z drugiej niezwykła melodyjność, płynność, świetnie uzupełniająca pulsujące brzmienie reszty zespołu.
Jeszcze kilka zdań pochwał po ostatnim koncercie powinien dostać Robert Szydło. Nie przestają podziwiać jego dwóch cudownych kompozycji: "Porzeczek" i "Szkodnika". Po pierwsze świetnie, że znalazły się na Sovie, bo są świeżym, zupełnie nowym akcentem, po drugie świetnie, że na koncertach pojawiają się zawsze w wersjach tak rozbudowanych, pełnych szaleństwa i improwizacji. No ale Robert Szydło w Mikromusic przede wszystkim szaleje na... gitarze basowej. Jak ja lubię te momenty, kiedy swoją grą udowadnia, że tyle nieziemskich dźwięków da się z tego instrumentu wydobyć!
Robert Jarmużek na klawiszach, Łukasz Sobolak na perkusji... tu chyba znów powtórzę już coś co pisałam po koncercie w Hybrydach, ale muszę: w Mikromusic każdy, KAŻDY jest genialnym muzykiem - solistą, a jednocześnie słychać, że mają ogromną radość ze wspólnego grania i doskonale brzmią jako zespół.
Sova na koncercie nabiera zupełnie innych kolorów, ale ciężko jest potem wrócić do płyty... nie ma tych emocji, energii, nie ma wydłużonej o solówki wersji Szkodnika, nie ma obsesyjności Oczka... Rzucam tu dyskretną podpowiedź, może by tak płytę koncertową? Myślę, że sprawiłoby mi to dużą radość, no i może wreszcie gdzieś znalazłoby się nagranie przearanżowanego "Kardamonu i pieprzu", który zresztą w Łomiankach zabrzmiał jeszcze lepiej niż w Hybrydach!
Dziękuję Wam za genialny koncert, za tą porcję niesamowitej energii, świeżości. Oby więcej, oby częściej! Cieszę się, że są tacy muzycy jak Wy, ludzie, którzy mają taką radość z grania, bo ta radość jest... zaraźliwa! ;)
Przede wszystkim, nie ma nic piękniejszego niż usłyszeć 3 raz na koncercie właściwie ten sam materiał, ale zagrany zupełnie inaczej, inaczej zaaranżowany, z inną energią, w innym klimacie. Tym razem było o wiele więcej jazzu, improwizacji. Momentami czułam się jak na... jam session. Mikromusic nie przestaje mnie zaskakiwać. Pisałam o tym, że bez wątpienia są to ludzie z niesamowitą wyobraźnią muzyczną - dzisiaj pokazali to jeszcze mocniej.
Natalia Grosiak ma w sobie coś niezwykłego. Kiedy śpiewa, wierzę w każde jej słowo, jest autentyczna, prawdziwa. Nie każdy, nawet własne teksty potrafi zaśpiewać w sposób tak sugestywny. Jednocześnie, marzy mi się jeszcze więcej takich wokaliz Natalii, jak ta w "Szkodniku" - niemal instrumentalnych, wielobarwnych, nie ma dla mnie chyba nic bardziej fascynującego od traktowania głosu jak instrumentu. Dobrze, dobrze, ale o tym, że Natalia Grosiak świetną wokalistką jest, rozpisywałam się już po Hybrydach - nic się w tej kwestii nie zmieniło i nie sądzę by miało się zmienić! Ale i tak nie przestaje zaskakiwać... wszechstronnością, swobodą, wrażliwością i tym jak bardzo czuje... jazz.
No właśnie...jazz, jazz... wciąż ten element jazzowy przewijał się na ostatnim koncercie. Może to także przez klub, małą scenę, wszystko i wszystkich blisko siebie - to zabawne uczucie, kiedy każdy dźwięk jest jakby namacalny.
Porcję solidnego jazzu dostaliśmy już na początku koncertu. "Moje mieszkanie" zabrzmiało jako drugie i muszę przyznać, że jeszcze nigdy tak nie brzmiało. Solo Dawida Korbaczyńskiego (!!!) na długo pozostanie mi w uszach. Dawid potrafi tak cudownie "wyśpiewywać" dźwięki na gitarze. Nie wystarczy wymieść szybko i z błyskiem, musi być jeszcze COŚ, a myślę, że tym czymś są... emocje i wyobraźnia ("Porzeczkowe" szaleństwo? ;) ) i być może najważniejsza rzecz - umiejętność przeniesienia tego na instrument i przekazania słuchaczom. Sama wciąż się tego uczę, wiem, że nie jest to łatwe, a Dawid to potrafi i tu wielkie brawa ode mnie!
Stanowczo powinien tu być akapit poświęcony trębaczowi Mikromusic! Adam Lepka zdaje się, że został przeze mnie pominięty w opisie koncertu w Hybrydach, bo prawdą jest, że wtedy nie zwrócił specjalnie mojej uwagi. Natomiast w Łomiankach... ach, jakie to było cudne granie. Zawsze zachwyca mnie kiedy ktoś potrafi tak genialnie frazować na trąbce. Z jednej strony jazzowa fantazja, z drugiej niezwykła melodyjność, płynność, świetnie uzupełniająca pulsujące brzmienie reszty zespołu.
Jeszcze kilka zdań pochwał po ostatnim koncercie powinien dostać Robert Szydło. Nie przestają podziwiać jego dwóch cudownych kompozycji: "Porzeczek" i "Szkodnika". Po pierwsze świetnie, że znalazły się na Sovie, bo są świeżym, zupełnie nowym akcentem, po drugie świetnie, że na koncertach pojawiają się zawsze w wersjach tak rozbudowanych, pełnych szaleństwa i improwizacji. No ale Robert Szydło w Mikromusic przede wszystkim szaleje na... gitarze basowej. Jak ja lubię te momenty, kiedy swoją grą udowadnia, że tyle nieziemskich dźwięków da się z tego instrumentu wydobyć!
Robert Jarmużek na klawiszach, Łukasz Sobolak na perkusji... tu chyba znów powtórzę już coś co pisałam po koncercie w Hybrydach, ale muszę: w Mikromusic każdy, KAŻDY jest genialnym muzykiem - solistą, a jednocześnie słychać, że mają ogromną radość ze wspólnego grania i doskonale brzmią jako zespół.
Sova na koncercie nabiera zupełnie innych kolorów, ale ciężko jest potem wrócić do płyty... nie ma tych emocji, energii, nie ma wydłużonej o solówki wersji Szkodnika, nie ma obsesyjności Oczka... Rzucam tu dyskretną podpowiedź, może by tak płytę koncertową? Myślę, że sprawiłoby mi to dużą radość, no i może wreszcie gdzieś znalazłoby się nagranie przearanżowanego "Kardamonu i pieprzu", który zresztą w Łomiankach zabrzmiał jeszcze lepiej niż w Hybrydach!
Dziękuję Wam za genialny koncert, za tą porcję niesamowitej energii, świeżości. Oby więcej, oby częściej! Cieszę się, że są tacy muzycy jak Wy, ludzie, którzy mają taką radość z grania, bo ta radość jest... zaraźliwa! ;)
Komentarze
Prześlij komentarz