Podsumowanie 2012 roku

Wiem, wiem, że już połowa stycznia. Postanowiłam jednak zrobić podsumowanie minionego roku, dlatego, że był on po prostu dobry muzycznie.
Na swojej półce z płytami odszukałam 12 krążków wydanych w tym roku:
Carminho "Alma"
Antonio Zambujo "Quinto"
Dead Can Dance "Anastasis"
Mikromusic w Eterze
Kimbra "Vows"
Antony and The Johnsons "Cut the world"
Melody Gardot "The Absence"
Tord Gustavsen Quartet "The well"
Chilly Gonzales "Solo Piano II"
Atom String Quartet "Places"
Kapela ze Wsi Warszawa "Nord"
Maja Kleszcz & Incarnations "Odeon".
Do opisu wybrałam kilka płyt, które uważam, że warto mieć. Będą to te płyty, które absolutnie mnie wciągnęły, jak i te, których nie słucham często, ale wydają mi się ważnymi akcentami minionego roku. Kolejność na liście nie jest przypadkowa, ale nie należy traktować jej dosłownie, bo trudno porównywać ze sobą płyty reprezentujące skrajnie różne gatunki muzyczne.

Carminho "Alma"
Zdecydowanie najlepsza płyta tego roku. Okazuje się, że można połączyć fado tradycyjne, nowe kompozycje stylizowane na fado, a nawet bossa novę, tak, by nie było w tym zgrzytu, by nie zatracić "ducha fado". Ta muzyka płynie od pierwszego do ostatniego utworu. Niczego nie jest tu za dużo. Nic nie przeszkadza w odbiorze różnorodnych emocji, jakie prezentuje Carminho. Warstwa muzyczna zdaje się uzupełniać jej przepiękny, rozwibrowany głos. Cieszę się, że Carminho szuka własnego miejsca w świecie fado i oby dalej robiła to z tak ogromnym wyczuciem i kulturą!
Fragment na zachętę: Saudades do Brasil em Portugal

Maja Kleszcz & Incarnations "Odeon"
Na początku żałowałam, że Maja Kleszcz i Wojtek Krzak opuścili Kapelę ze Wsi Warszawa. Ich pierwsza płyta - "Radio Retro", była dla mnie zdecydowanie zbyt mało "retro". Piosenki brzmiały podobnie do siebie, dobrze słuchało się tego w samochodzie, ale płyta w żaden sposób nie prowokowała do tego, by koncentrować się tylko i wyłącznie na muzyce. Do "Odeonu" byłam więc nastawiona bardzo nieufnie, ale muzycy zrobili mi wspaniałą niespodziankę. Tutaj nie ma ani chwili na nudę! Mniej jest stylizacji na big-bit, przeważa nastrój jazzowo-bluesowy. W tych brzmieniach doskonale odnajduje się Maja Kleszcz, od pierwszych dźwięków słychać, że to muzyka dla niej. Pomiędzy urocze kompozycje Wojciecha Krzaka wpleciona została bardzo barwna i sugestywna wersja "Rebeki" (z repertuaru Ewy Demarczyk), a także m.in. bluesowe "I put a spell on you". Niezwykły klimat robią tu również teksty (w większości autorstwa Bogdana Loebla) - tak proste i prawdziwe. Odzywają się echa folkowe, ale bardzo dyskretnie, niczym mgiełka. Maja Kleszcz & Incarnations stworzyli projekt zupełnie inny od tego, co do tej pory można było w Polsce usłyszeć. Dziś widzę, że rozstanie z Kapelą wyszło na dobre Mai i Wojtkowi, bo swoim nowym projektem wypełnili lukę na polskim rynku muzycznym. Mieszanka stylistyczna i głęboki, surowy głos Mai, sprawiają, że trudno się od tej płyty oderwać.
Fragment na zachętę: Nocą jesteśmy głodni

Kimbra "Vows"
W roku 2012 z przerażeniem przyglądałam się wykonawcom, którymi wszyscy się zachwycali, nie mogłam pojąć co ludzie widzą w piosenkach, które stają się przebojami. W tym natłoku miałkości, przypomniałam sobie o Kimbrze, która też przecież wyśpiewała przebój (!) razem z Gotye. Zagłębiłam się w jej solowe dokonania i dzisiaj... przedstawiam dziewczynę, która sprawiła, że odzyskałam wiarę w tzw. pop!
"Vows" aż mieni się kolorami. Każda piosenka jest w kompletnie innym stylu, ale ta muzyka zmusza, by do niej wracać. Jedną z najmocniejszych stron jest tu głos Kimbry: raz mocny, raz słodki, ale zawsze pełen ekspresji i emocji. Drugą ważną zaletą płyty są kompozycje. To zbiór piosenek, bardzo różnych, ale nigdy nie banalnych. W każdym, nawet prostym fragmencie znajdzie się coś, co zaskoczy. Odnajdziemy tu odniesienia do różnych artystów, do muzyki różnych okresów, ale ja nie lubię porównań - każdy usłyszy sam, skąd Kimbra czerpie inspiracje.
Przekonuje mnie jej szaleństwo i czuję, że jest niesamowicie naturalna i autentyczna w tym co robi, mimo że czasem aż przerysowana. Polecam zniechęconym na rozbudzenie!
Fragment na zachętę: Old Flame (jedna z moich ulubionych piosenek, ale nie da się tu jednym fragmentem oddać charakteru całej płyty)

Kapela ze Wsi Warszawa "Nord"
Była Maja, jest i Kapela! Kapela bez Mai wcale nie radzi sobie gorzej, a może nawet lepiej? Cieszę się, że zostawili elektroniczne poszukiwania i powrócili do grania akustycznego. "Nord" ma w sobie ogromną moc i siłę brzmienia, wprowadza w trans. W dwóch utworach wzmacnia te wrażenia pojawiający się gościnnie zespół Hedningarna. Muzyka jest surowa, czasem zimna i prosta, bez udziwnień. Nic nie przyćmiewa charakterystycznego szorstkiego brzmienia instrumentów i głosów. Właśnie o głosach też trzeba tu wspomnieć. Bałam się, że bez tej niezwykłej barwy Mai Kleszcz, KZWW może coś stracić. Nic podobnego! Magdalena Sobczak-Kornatowska, Sylwia Świątkowska i Ewa Wałecka tworzą jeden organizm, perfekcyjnie stroją ze sobą, podziwiam je za to (zwłaszcza na koncertach!). Lubię "Nord" za bezkompromisowe improwizacje, płyty takie jak ta, przypominają mi jak niesamowicie ciekawy może być polski folk, jeśli grają świetni i poszukujący muzycy, jak w Kapeli ze Wsi Warszawa.
Fragment na zachętę: Ej ty, gburski synie

Atom String Quartet "Places"
Ich trzeba koniecznie znać i tę płytę trzeba mieć. Atom String Quartet tworzą młodzi polscy muzycy, cała czwórka ma klasyczne wykształcenie, a jednak postanowili stworzyć... jazzowy kwartet smyczkowy! Płytę "Places" wypełniają głównie rewelacyjne kompozycje członków zespołu. Bardzo lubię, kiedy muzycy komponują sami, a nie bazują na coverach. Pobrzmiewają tu echa muzyki irlandzkiej, góralskiej, a wszystko to przesycone jest jazzową harmonią i błyskotliwymi improwizacjami. Mimo to, ja nie odbieram tej płyty jako jazzowej. Można by równie dobrze powiedzieć, że grają muzykę współczesną, po prostu. Czy równie dużo jazzu nie odnajdzie się w tzw. muzyce współczesnej, którą uparcie jednak klasyfikujemy jako muzykę klasyczną? Właśnie za to chyba lubię ich najbardziej. Za to, że zacierają granice, których tak dużo chcemy stawiać w muzyce. Polecam serdecznie zarówno ich płytę, jak i koncerty, bo to świetni muzycy!
Fragment koncertowy i bardzo jazzowy na zachętę: http://www.youtube.com/watch?v=4rEvBWuDJgQ

Chilly Gonzales "Solo Piano II"
Kolejna ciekawa i inna płyta, obok Atom String Quartet. Chilly Gonzales właściwie jest mi znany od wielu lat, bowiem współpracuje z Feist. Jednak dopóki nie znałam jego solowej płyty, nie zdawałam sobie sprawy, że gra na fortepianie w tak charakterystyczny sposób. Jak? Surowo, bez wirtuozerii. Takie też są jego kompozycje. Płyta składa się z 14 ok. 2-3 minutowych utworów na fortepian solo. To chyba moja pierwsza solowa płyta jakiegoś pianisty, który ani nie gra muzyki klasycznej, ani jazzu. Chilly Gonzales zabiera nas w muzyczną podróż, przedstawiając melodie, impresje, które rodzą się w jego głowie, pobudza wyobraźnię, budzi skojarzenia... nie ma tu skomplikowanych harmonii, rozbudowanych form. Ktoś powie, że to muzyka lekka, łatwa i przyjemna i właściwie się z tym zgodzę. Co nie zmienia faktu, że drugiej takiej płyty nie znam i gorąco polecam Gonzalesa na zimowe wieczory.
Fragment na zachętę: White Keys

Te 6 płyt z 12 uznałam za najciekawsze, ale jednak jeszcze słowo wyjaśnienia, co z pozostałymi. Jak pisałam był to dobry rok, właściwie żadna płyta nie okazała się ewidentną pomyłką. Problem w tym, że tylko niektóre z nich rzeczywiście mnie poruszyły i właśnie te wybrałam do opisu.

Zdecydowanie z większymi zachwytami mogłabym opowiadać o tegorocznych koncertach! O tak, koncertowo to był fenomenalny rok! Przede wszystkim zabrzmiało sporo dobrego fado. Zaczął Pedro Moutinho w lutym, rozświetlając zimowy wieczór lizbońskim słońcem; w maju na Siesta Festivalu pojawiła się Raquel Tavares, której nie było mi dane posłuchać, ale pamiętając jej występ z lizbońskiego klubu, wiem, że musiało być świetnie; w październiku pierwszy raz pojawiła się Carminho, robiąc mi jeden z najpiękniejszych tegorocznych prezentów; wreszcie na koniec Camane - mistrz, z jego koncertów mogłabym nie wychodzić, to był niezapomniany wieczór.
Ale nie tylko fado w tym roku było. Wróciła do Polski Yasmin Levy, by w Gdańsku zaśpiewać jeszcze lepiej niż na warszawskim koncercie kilka miesięcy wcześniej, wróciła Buika, a także Tcheka, który przywiózł prosto do Warszawy muzykę z Wysp Zielonego Przylądka.
Był Festiwal Skrzyżowanie Kultur, w tym roku niesamowicie poszerzający moje muzyczne horyzonty.
W 2012 roku usłyszałam pierwszy raz na żywo Kapelę ze Wsi Warszawa, co bez wątpienia było ogromnym przeżyciem, a ich energia napędzała mnie do pracy przez dobre kilka dni po koncercie. Tego dnia zaraz po KZWW wystąpiła też magiczna Mercedes Peon, niestety złe nagłośnienie nie pozwalało w pełni cieszyć się koncertem...
Te wszystkie koncerty pozostają jednak w cieniu najważniejszego, najwspanialszego koncertu tego roku. Występ Melody Gardot w Sali Kongresowej pozostanie na zawsze w moich uszach i sercu. (post o tym koncercie)


Mam nadzieję, że nowy 2013 rok będzie równie ciekawy muzycznie, co poprzedni. Szykują się nowe płyty Mikromusic, Buiki, nareszcie Woodkida, do Polski powróci Mariza... Tyle już wiadomo, a przecież dopiero styczeń.
Będzie się działo!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz