Soap&Skin

Chociaż staram się na bieżąco śledzić premiery płyt moich ulubionych wykonawców, zdarza się, że coś przegapię. Tak właśnie stało się z ostatnią płytą młodej i bardzo zdolnej austriackiej wokalistki - Anji Plaschg, występującej pod pseudonimem Soap&Skin. "Narrow" usłyszałam więc dopiero po kilku miesiącach od premiery, ale ten album utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jest to "artystka jednej płyty" i powinnam napisać o jej twórczości. 

Wróćmy jednak do początków. Moja przygoda z muzyką Anji zaczęła się właściwie przypadkiem. Przeczytałam gdzieś o ekscentrycznej 19-latce, spodobała mi się okładka jej debiutanckiej płyty "Lovetune for vacuum" i stwierdziłam, ze muszę posłuchać. Od pierwszych dźwięków ta muzyka mnie pochłonęła, było tam coś psychodelicznego, na wskroś smutnego, ale przede wszystkim niezwykle emocjonalnego. Przeplatały się dźwięki fortepianu, smyczki, elektronika wywołująca określone obrazy i skojarzenia. Rzadko trafiam na płyty, które tak mocno pobudzają moją wyobraźnię. Do tego śpiew Anji, który czasem stawał się też krzykiem lub skargą (Sleep) - dla mnie "Lovetune for vacuum" jest absolutnie bajkowym wyznaniem... buntowniczki. Nie jest to płyta dla ludzi szukających radosnej muzyki, ale z pewnością Anja zaczaruje wrażliwych słuchaczy. Ja dałam się porwać temu magicznemu zbiorowi piosenek. Trzeba jednak podkreślić, że po pierwszej płycie doceniłam Soap&Skin jako szalenie pomysłową kompozytorkę i aranżerkę oraz doskonałą pianistkę, a mniej jako wokalistkę. Mimo to, nie odczuwam na płycie braku dobrego wokalu. Anja głos traktuje jako środek wyrazu, przekazuje tekst i emocje (Thanatos). Jej głos to po prostu jeden z wielu kolorów, jakimi przepełniona jest ta muzyka. Każda mała opowieść (bo czy to piosenki, czy utwory?) Soap&Skin jest warta poznania, ale ja najbardziej lubię tę, w której nie pada żadne słowo, a same dźwięki niosą tu w sobie bardzo dużo treści, którą każdy odczyta przez pryzmat własnej wyobraźni - Turbine womb.

Druga płyta - "Narrow", choć stylistycznie podobna do "Lovetune for vacuum" pokazuje dużo większą dojrzałość muzyczną Soap&Skin i prowokuje mnie do bezustannego zastanawiania się nad tym dlaczego pewnie rzeczy artystka zrobiła tak, a nie inaczej. Czuję, że o ile na debiutanckiej płycie był to zbiór piosenek, o tyle na tej drugiej nie ma już ani odrobiny przypadku, wszystko ma swój cel. Warto zwrócić też uwagę na tytuły płyt, mam wrażenie, że już one są sygnałem jakiej muzyki możemy się spodziewać: "Lovetune for vacuum" ma w sobie dużo ciemnych, mrocznych brzmień, ale jednocześnie wiele słodyczy i koloru, natomiast "Narrow" jest płytą krótką (dla mnie nawet za krótką), minimalistyczną, surową i bardziej oszczędną w środkach. Myślę, że ułożenie utworów również nie jest tu przypadkowe. 
Album otwiera moim zdaniem najpiękniejsza kompozycja - Vater. Cieszę się, że Anja zdecydowała się zaśpiewać w swoim języku. Dzięki niej odkryłam, że można stworzyć piosenkę doskonale łączącą się z brzmieniem  języka niemieckiego, tak, że całość wywołuje naprawdę "gęsią skórkę". Pierwsze dwie piosenki: Vater i Voyage Voyage (z repertuaru Desireless) są jakby łącznikiem pomiędzy dwiema płytami. Stylistycznie bardzo pasują do poprzedniej płyty, co z pewnością uspokoi kogoś, kto tak jak ja zachwycił się debiutem Soap&Skin. Nowa opowieść zaczyna się wraz z utworem trzecim. Deathmental zaskakuje mocną elektroniczną perkusją i nad podziw spokojną wokalistką. To bez wątpienia jeden z tych kawałków, które kocha coraz bardziej z każdym następnym przesłuchaniem. Pozornie podobne uderzenia zyskują nowe barwy i zaczyna się odkrywać piękno tego, co z początku brzydkie, czy przeszkadzające. Następne trzy utwory, w samym środku płyty, to ballady. Anja napisała proste i delikatne piosenki, w których uroczo nic się nie dzieje. Zwróciło moją uwagę, że nie przedziela ich żaden mocniejszy utwór, mamy więc moment wytchnienia, moment kiedy być może słuchacz uśmiechnie się na chwilę, odpręży. Najbardziej z tej "balladowej trójki" podoba mi się Wonder z magicznym chórem i melodią, od której nie mogę się uwolnić... 
Po balladach Soap&Skin zdecydowała się na małe przebudzenie i gładkie wprowadzenie nas w klimat psychodelicznej piosenki kończącej płytę - Big hand nails down.
Dla mnie to trochę za mało, po 30 minutach mam niedosyt, chciałabym już wiedzieć co Anja Plaschg za pomocą swojej muzyki opowie dalej, ale z drugiej strony czuję, że ta płyta właściwie jest kompletna. Cieszy mnie pewność w głosie Anji, na "Narrow" naprawdę pokazała swoje możliwości wokalne. Co do samej warstwy muzycznej, to chciałabym się tu odnieść do określenia jakie znalazłam na niemieckojęzycznych stronach przy filmikach Soap&Skin: "piosenki pomiędzy popem a Gustavem Mahlerem". Pozornie brzmi to absurdalnie, ale analizując "Narrow" coraz dokładniej, stwierdzam, że coś w tym jest. Soap&Skin zestawia to, co nieprzystępne z prostymi, pięknymi melodiami, lubi kontrasty - od mocnego brzmienia do dużego wyciszenia i wciąż stoi na granicy - wystarczyłby jeden krok dalej, by to co robi stało się kiczowate. Czy podobnych cech nie odnajdziemy w muzyce Mahlera? Poza tym Anja przyznaje się do inspiracji muzyką klasyczną, a na "Narrow" można odnaleźć wpływy zwłaszcza niemieckich kompozytorów neoromantycznych. Sama wciąż zastanawiam się, na ile to porównanie jest trafne, ale z pewnością jest intrygujące i na swój sposób oddaje charakter tej muzyki.

Trudno mi ocenić, czy któraś płyta Soap&Skin jest lepsza. Aktualnie nie mogę się oderwać od "Narrow", bo mam ją od kilku dni, ale pamiętam, że "Lovetune for vacuum" słuchałam równie zachłannie. To jest muzyka, która pobudza moją wyobraźnię i zmusza do myślenia. Nie da się słuchać Soap&Skin wygodnie w fotelu, czytając książkę, bo to tak, jakbyśmy próbowali równocześnie czytać i oglądać film. Ta muzyka ma w sobie ogromnie dużo treści i emocji. Czuję, że Anja Plaschg na płytach pozostawia cząstkę siebie. Lubię ją za to, że nie stara się nikomu przypodobać i, że coraz bardziej idzie w kierunku tworzenia muzyki, która nie jest... ładna. Czasem warto się zanurzyć w taką muzykę i samemu odnaleźć w niej piękno.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz