Męskie emocje według Korteza i Krzysztofa Zalewskiego

Drodzy Czytelnicy, wracam do Was po przerwie! Minęło sporo czasu, ale okres przedwakacyjny (sesja, a w moim przypadku dyplom i pisanie pracy magisterskiej), a także wakacje nie sprzyjają długiemu siedzeniu przy komputerze i tworzeniu nowych postów. Na szczęście pomysłów nie brakuje, a wręcz mnożą się tak, że nie wiedziałam od czego zacząć.

Po długich przemyśleniach postanowiłam, że w pierwszym poście powinien pojawić się człowiek, który zachwycił mnie bardzo niedawno, o świeżych zachwytach pisze się przecież najprzyjemniej - stąd obecność Korteza. Jednak przypomniałam sobie, że jest jeszcze Krzysztof Zalewski, muzyka z jego płyty "Zelig" wypełniła mi większość zeszłorocznych wakacji, a nie pojawił się na blogu nawet na chwilę. Z pozoru Kortez i Zalewski, to zupełne przeciwieństwa - muzyczny introwertyk i ekstrawertyk, proste i kompletnie zakręcone piosenki, ale wszystko co robią jest niesamowicie szczere i autentyczne. Choć używają kompletnie innych środków, to mam wrażenie, że najważniejsze w ich muzyce są emocje i przeżycia, one mają przede wszystkim trafiać do słuchacza. To nie są słodcy chłopcy piszący miłe piosenki - to prawdziwi faceci o intrygujących, mocnych głosach, którzy wiedzą czego chcą i nie próbują się mizdrzyć do publiczności. Za to ich lubię i mam nadzieję, że bohaterowie mojego wpisu, a także ich fani nie obrażą się o to zestawienie!

Korteza usłyszałam pierwszy raz w podobnym momencie, co pewnie większość jego fanów - przez Piotra Stelmacha, tyle że nie w Trójce, a za pośrednictwem facebooka. "Zostań" było intrygujące, genialny tekst prowokował do przemyśleń, a głos wokalisty pozostawał w głowie na długo. To jedna z tych piosenek, gdzie niezwykle mocne emocje pulsują jakby "pod powierzchnią", właściwie nie wybuchają i może dlatego ta piosenka okazała się tak przejmująca, nie tylko dla mnie, ale również dla setek albo i tysięcy innych ludzi. Jednak moja wrodzona muzyczna nieufność nie pozwoliła mi zostać fanką Korteza z powodu jednej piosenki, musiało minąć sporo czasu, zanim przejęta stwierdziłam: "To nie jest dobre... to jest niesamowite". A te słowa powiedziałam chwilę po tym, jak obejrzałam jego występ podczas przedziwnego (ze względu na nazwę i dobór artystów) koncertu "Scena alternatywna" w ramach tegorocznego festiwalu w Opolu. Nie ma nic przyjemniejszego, niż wciągnąć się w muzykę, jak w dobry film, a właśnie tak czułam się słuchając Korteza w Opolu - niecałe pół godziny czystej magii. Następnym krokiem było zapoznanie się z jego płytą - "Bumerang" i choć w wersjach studyjnych piosenki te nie są tak bardzo hipnotyzujące, jak na żywo, to i tak uważam, że mam do czynienia z jednym ciekawszych artystów debiutujących w ostatnich latach. Przede wszystkim głos - Kortez bardzo rzadko popisuje się wokalnie, bliżej mu do szeptu, ale mając takie głębokie, ciepłe brzmienie naprawdę nie trzeba szaleć, może wręcz wystarczy tylko... mądrze zinterpretować tekst. Teksty to kolejna cenna rzecz na "Bumerangu", Kortez jest współautorem większości z nich, ale nawet te, których sam nie napisał śpiewa z pełnym zrozumieniem i przekonaniem. Bardzo lubię poetyckie teksty wplecione w proste piosenki, a Z imbirem, to najpiękniejsza metafora, jaką ostatnio słyszałam...
"Bumerang" jest płytą uroczo ponurą, kameralną, "zadymioną" jak w małym klubie, to zbiór szorstkich, mądrych piosenek, które zostają w uszach i sercu po jednym przesłuchaniu. Trudno się od tej muzyki oderwać, trudno wyjść z klimatu, jaki Kortez sumiennie buduje minuta po minucie. Zawsze odrobinę wzruszam się przy lekko bluesowym "Od dawna już wiem", ale chyba najciekawszym kawałkiem, nieco innym od reszty płyty i sugerującym, że Kortez ma jeszcze wiele do zaoferowania muzycznie, jest "Uleciało".
Trudno powiedzieć, że muzyka, jaką tworzy Kortez jest oryginalna, to są proste, szczere piosenki, bez fajerwerków, ale im dłużej o tym myślę, odnoszę wrażenie, że może we współczesnym świecie to właśnie jest oryginalne?

Drugi bohater dzisiejszego wpisu - Krzysztof Zalewski, to prawdziwy wulkan energii, rockowy chłopak, który ku mojej radości, nie ustaje w muzycznych poszukiwaniach. Debiutantem wcale nie jest, bo zaczynał kilkanaście lat temu... wygrywając Idola! Jednak wiele się w jego muzyce od tamtej pory zmieniło, rock nadal jest bazą, ale tak naprawdę Zalewski robi muzykę, którą trudno jakkolwiek sklasyfikować, a ja takie rzeczy baaardzo cenię! Nie byłby bohaterem tego wpisu, gdybym któregoś dnia nie trafiła na youtubie na piosenkę "Ósemko". Pochłonął mnie ten elektroniczny bit, wielowymiarowość, niejasność i sposób w jaki Zalewski posługuje się głosem. Z lekkimi obawami, ale miałam nadzieję, że nie jest to artysta jednej ciekawej piosenki - był mi znany, ale nie miałam pojęcia, jak aktualnie brzmi jego muzyka. "Zelig" już od pierwszych dźwięków sprawił, że oczy otwierały mi się coraz bardziej z zachwytu, zresztą pierwsze dźwięki to "Jaśniej" - czysta energia, rockowa gitara, prosty rytm, a w tekście coś, co odczytuję jako zapowiedź tego, co słychać w następnych kawałkach: "Czego najbardziej się boisz? Przeciętności lękam się w ch*j". I może właśnie ten lęk przed przeciętnością sprawia, że każda piosenka na "Zeligu" jest inna, kipi pomysłami, muzyczną złożonością, nie przestaje zaskakiwać i fascynować. To wszystko jednak nie byłoby możliwe, gdyby nie wokal Zalewskiego - nie znam ciekawszego współczesnego rockowego głosu - a jeśli Wy znacie, chętnie posłucham. Potrafi być ostry i delikatny, a każdy rejestr nabiera innych barw, mogę się wsłuchiwać bez końca w te niuanse ("Zimowy"). Wokalnie i muzycznie Zalewski to kompletne przeciwieństwo stonowanego Korteza. U Zalewskiego wszystkiego jest dużo - popisów wokalnych, gitar, elektroniki, bitu... ale tworzy się z tego genialna, hipnotyzująca mieszanka. Specyficzny klimat tworzą również teksty - wszystkie autorskie, są w dużej mierze zabawą słowem, zestawieniem szokujących absurdów, wśród których odnaleźć można przepiękne przemyślenia o życiu. Nie mam pojęcia co mają w sobie niektóre płyty, że nie da się przestać ich słuchać, ale "Zelig" nie chciał wyjść mi z głowy przez wiele tygodni i nawet po setkach przesłuchań, odnoszę wrażenie, że jeszcze wielu dźwięków tam nie odkryłam. Poza tym wciąż nie mogę pozbyć się odczucia, że jeśli gdzieś z zaświatów Krzysztofa Zalewskiego słyszy Grzegorz Ciechowski, to bardzo się cieszy, a i Czesław Niemen pewnie się uśmiecha... ;)
Jeszcze mała próbka do posłuchania: "Zboża""Rzek".

Chłopak w dresie z gitarą i artysta, często umalowany, teatralny. Czuły szept do mikrofonu i zdzieranie gardła. Upraszczanie i utrudnianie. A ja i tak czuję, że oni mają ze sobą coś wspólnego. Obaj swoimi głosami, muzyką, słowem hipnotyzują, ich płyty stwarzają inne światy, do których słuchacz wchodzi i nigdy nie potrafi wyjść wraz z wybrzmieniem ostatniego dźwięku. Wciągają emocje i słowa - obaj śpiewają po polsku i wykorzystują ten język, jego brzmienie, różnorodność. Pewnie obu też można by przypisać do tzw. muzyki alternatywnej, choć ja strasznie nie lubię tego określenia - zbyt dużo jest go współcześnie... Uznajmy więc, że obaj panowie są po prostu ciekawi, poszukujący i mam nadzieję, że tacy pozostaną! A płyty "Bumerang" i "Zelig" serdecznie Wam polecam, oczywiście szczególnie tym, którzy nie wierzą, że polska muzyka może być dobra.

Kortez "Bumerang"
Krzysztof Zalewski "Zelig"




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fado - o co w tym chodzi?

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Muzyczna wyspa Yumi Ito [Yumi Ito "Ysla"]