Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Wracam na koncerty Yasmin Levy. Pierwszy, drugi, trzeci, teraz czwarty raz – i wciąż nie mam dość. Bo to artystka, która na żywo stwarza zawsze niezwykłą i niepowtarzalną atmosferę. Nie inaczej było 17 marca w NOSPR. Tym razem jednak wokalistka prawie wcale nie zaprezentowała repertuaru, z którego jest najbardziej znana! Wybrała zaledwie kilka największych przebojów łączących tradycję sefardyjską i flamenco, ale dominowała muzyka argentyńska. W 2014 roku Levy wraz z Israel Netanya Kibbutz Orchestra nagrała album Tango i to właśnie piosenki, które się na nim znalazły, zabrzmiały w pięknej katowickiej sali koncertowej. Tym razem artystce towarzyszyła Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia pod batutą Adama Sztaby.

 

Yasmin Levy / Adam Sztaba / NOSPR. Fot. Jacek Raciborski


Mimo że to mój kolejny koncert Yasmin, cieszyłam się, jakby to był pierwszy raz, bo nigdy wcześniej nie słyszałam jej z orkiestrą. Poza tym Tango to jedna z moich ulubionych płyt tej wokalistki. Yasmin świetnie odnajduje się w kipiących od emocji tangach. Na żywo jej interpretacje były jeszcze bardziej sugestywne.

 

Od pierwszych chwil wcieliła się w rolę demonicznej femme fatale, w czarnym stroju, lecz z błyszczącym złotym płaszczem. Podczas jej występów nie ma miejsca na radosne piosenki, co zresztą artystka zawsze otwarcie przyznaje. Jest nieszczęśliwa miłość, samotność, osobiste dramaty, melancholia i tęsknota. To podróż w świat ciemnych, ponurych emocji. Yasmin potrafi doskonale wejść w taką rolę – tak, jest w tym teatralna przesada, ale nigdy, słuchając tej artystki na żywo, nie czuję, że mam do czynienia z czymś fałszywym, robionym „pod publiczkę”. Za tą kreacją stoją prawdziwe emocje – raz skrywane, raz wybuchające, dawkowane z dużą muzyczną świadomością.

 

Klimat tego występu dodatkowo tworzyły zapowiedzi piosenek. Yasmin przedstawiała fragmenty tekstów w tłumaczeniu na angielski; bez komentarza, zabierając słuchacza do środka opowieści. A potem była już tylko muzyka i smutne historie, wyśpiewywane przez wokalistkę charakterystycznie rwaną frazą. Jej śpiew z gęstą wibracją przechodził w szept, krzyk, melorecytację. Od początku do końca potrafiła skupić uwagę słuchacza na swoich interpretacjach.

 

Yasmin Levy / Adam Sztaba / NOSPR. Fot. Jacek Raciborski


Ciekawe, że tangowa ekspresja okazała się dla Yasmin czymś tak naturalnym. Wokalistka doskonale czuje rytm tej muzyki, jej akcentację, falowanie. Choć w interpretacjach myślę, że przede wszystkim prowadzi ją tekst – on wyznacza jej ramy. Szkoda, że orkiestra nie od początku płynęła za ekspresją Yasmin. Sztaba prowadził muzyków w sposób dokładny, precyzyjny, równy. W zasadzie trudno tu mówić o wpadkach. Mieli świetne brzmienie (wielkie brawa dla solistów w instrumentach dętych!), bardzo „soczystą” artykulację. Jednak zabrakło mi śpiewności, szerszej i bardziej swobodnej frazy – takiej, jaką dyktowała Yasmin. Odniosłam wrażenie, jakby dyrygent czuł tę muzykę trochę inaczej niż wokalistka.

 

Niezwykłe emocjonalno-muzyczne zgranie dało się za to wyczuć między Yasmin a solistami – a byli to: Piotr Kopietz (bandoneon) i Yechiel Hasson (gitara). Zwłaszcza bandoneon, tak ważny w tangu instrument, na tym koncercie fantastycznie dopełniał brzmienie orkiestry. Kopietz uważnie dialogował z wokalistką. Każda jego fraza wzruszała śpiewnością, emocjonalną intensywnością i pięknem dźwięku. Pośród dużego składu muzyków Kopietz i Levy stworzyli wyjątkowy duet, który łączyła wspólna wrażliwość i muzyczne porozumienie.


Yasmin Levy i Piotr Kopietz. Fot. M. Buksa

 

Przez cały koncert z radością słuchałam ulubionych utworów z albumu „Tango” – przebojowych La Cumparsita, Por Una Cabeza, ale też wzruszającego El Violin de Becho z przepiękną partią solową koncertmistrza. Nie zabrakło również mrugnięcia okiem do polskiej publiczności. Czy istnieje bowiem bardziej znane polskie tango niż To ostatnia niedziela? Yasmin wykonała utwór z hiszpańskim tekstem (El Ultimo Domingo), niezwykle ekspresyjnie, niemal płaczliwie, a jednocześnie precyzyjnie w tanecznych ramach. Artyści otworzyli tym utworem koncert, ale wrócili też do niego na bis – zabrzmiał wtedy jeszcze swobodniej i pełniej.

 

Pełne rozmachu aranżacje orkiestrowe, którymi zachwycałam się już na płycie, na żywo nadały tym piosenkom jeszcze większej mocy. A jeśli dodać do tego wyraziste interpretacje Yasmin – siła oddziaływania tej muzyki była naprawdę duża. Cieszyłam się również, że wokalistka w repertuar koncertu wplotła kilka piosenek z poprzednich płyt. Zwłaszcza, że znalazły się wśród nich m.in. utwory z albumu Mano Suave – moje ukochane Adio Kerida i Una Noche Mas. Pierwszy raz słyszałam je z orkiestrą i podobnie jak w tangach, także w tym przypadku aranżacje były fantastyczne, a piosenki nabrały jeszcze więcej kolorów. Możliwe, że mam wielki sentyment do tych kompozycji, ale muszę przyznać, że na nich wzruszyłam się najbardziej. Miały w sobie tak oczywisty dla Yasmin smutek, ale jednocześnie jakiś rodzaj ciepła, który sprawiał, że między publicznością a artystką tworzyła się więź.

 

Wyszłam z tego koncertu otulona dźwiękiem. Kolejny raz Yasmin Levy mnie oczarowała i uwiodła swoją sceniczną osobowością. Obserwowanie jej na żywo zawsze jest dla mnie dużym przeżyciem. Melancholijne tanga zdawały się idealnie pasować do ogromnej sali NOSPR-u. Muzyka wypełniała ją szczelnie, ale nie przytłaczała. Wielka też w tym zasługa nagłośnienia, oby więcej było w NOSPR-ze tak dobrze nagłośnionych koncertów!


Wrócę jeszcze na Yasmin, na pewno, piąty, szósty raz i tak dalej…


Yasmin Levy / Adam Sztaba / NOSPR. Fot. M. Buksa


Posłuchaj albumu Tango Yasmin Levy 🎧


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Edyta Bartosiewicz