Fado pod prąd modzie. O płycie "Só a Cantar" Duarte
Obiecałam sobie, że będę zamieszczać na blogu więcej recenzji
płyt, a ponieważ przyleciały do mnie ostatnio nowości z Lizbony,
postanowiłam opowiedzieć Wam o jednej z nich. Tak wyszło, znów
będzie o fado, ale moje statystyki mówią, że to lubicie, co
cieszy mnie niezmiernie!
O Duarte chyba nigdy nie pisałam na blogu, zawsze docierał
do mnie spóźniony. To duże zaniedbanie. Mimo że początkowo
miałam opory, przekonałam się, że jest on jednym z najciekawszych
młodych pieśniarzy. Niewątpliwie jego pomysł na fado różni się
od głównego nurtu i z radością stwierdzam, że artysta
konsekwentnie się tego trzyma. Uparcie nie daje się pochłonąć
tej potwornej modzie na pop-fado, tylko szuka swojej drogi, odrobinę
pod prąd. Przekonałam się o tym już na jego poprzedniej genialnej
płycie – Sem Dor Nem Piedade,
gdzie zachwycił mnie swoimi świeżymi pomysłami muzycznymi, które
jednocześnie nie zabijają ducha tradycyjnego fado. Nowa
płyta – Só a Cantar
jest znacznie prostsza, ale nadal ma w sobie tę poetycką subtelność
i wyraźnie osobisty rys, które tak cenię u Duarte.
Fado to dla mnie emocje, ale czym są
wyrzucane na oślep emocje, jeśli brakuje świadomych interpretacji.
Wbrew pozorom to problem wielu pieśniarzy – nie wystarczy umieć
się „wypruć”, trzeba jeszcze wyczuć jak i kiedy. Duarte jest
już na tyle dojrzały muzycznie, że wie jak dawkować emocje, jak
budować swoje opowieści, by nie pozwolić słuchaczowi na
najmniejszy moment dekoncentracji. I przede wszystkim właśnie
dlatego Só a cantar
słucha się tak dobrze. Interpretacje Duarte są barwne i pełne
skrajności. Pieśniarz szuka różnych kolorów w swoim głosie i
udaje mu się to do tego stopnia, że bardzo trudno byłoby mi
jednoznacznie określić jego sposób śpiewania. On cały czas
wymyka się schematom. Nie przepadam za wysokimi głosami u mężczyzn,
ale Duarte ma w sobie niesamowitą moc i energię, którą rzadko się
spotyka u wokalistów śpiewających w takich rejestrach. Czasem jest
to wręcz coś, co nazwałabym egzaltacją, jednak nie czuję w tym
fałszu.
Duarte śpiewa swoje teksty –
niejednoznaczne, poetyckie, często ostro oceniające współczesne
fado i turystyczną Lizbonę, jak choćby w Covers
czy Que Fado é Esse Afinal?
Mało jest pieśniarzy, którzy wykonują tak autorskie, osobiste
fado. Duarte buduje swoje płyty jak opowieści, znaczenie ma zarówno
forma muzyczna, jak i treść. Szczególnie widoczne było to w
podzielonej na części i przeplatanej recytowanymi wierszami
poprzedniej płycie, ale czuję, że Só a Cantar
także tworzy przemyślaną historię.
Wśród 11 kompozycji zgrabnie
przeplatają się klasyczne fado, proste piosenki z gitarą, słychać
inspiracje tradycyjną muzyką portugalską i fado z Coimbry. Nie ma
tu jednak eksperymentów instrumentalnych, to płyta wyraźnie
gitarowa. A na gitarach prym wiodą muzycy, z którymi na co dzień
Duarte występuje w lizbońskim klubie Sr. Vinho: Paulo
Parreira (gitara
portugalska) i Rogério
Ferreira (gitara
klasyczna). Nic dziwnego więc, że tak doskonale reagują na każde
najmniejsze drgnięcie głosu pieśniarza. Na basie subtelnie
towarzyszy im Daniel
Pinto, w niektórych
utworach słychać także gitarę portugalską Pedro
Amendoeiry. Wszyscy grają
z fantastyczną wirtuozerią i pozostają równie istotni, co wokal,
co niekoniecznie jest normą na płytach fado. Jednak nie mam
wątpliwości, że dla Duarte, który sam jest nie tylko wokalistą,
ale i gitarzystą, ważne było, aby instrumenty odgrywały rolę
partnera w muzycznym dialogu.
Dużo słucham Só a
Cantar w całości, to bardzo
przyjemne uczucie, kiedy mam do czynienia z taką spójną, nie za
długą płytą. Swoją prostotą i delikatnością urzeka Rapariga
da Estação, ale największe
emocje zaczynają się dalej. Nie mogę wyjść z podziwu, jakie
barwy i uczucia Duarte wydobywa ze swojego głosu w Rimbaud.
Mieszają się tu intensywny niemal szept i mocno postawione
kulminacje – tak jak lubię najbardziej. Jeszcze więcej przeżyć
dostarcza przejmujące, intensywne Covers
– pełne skargi i buzujących emocji. Gdybym miała wybrać
najpiękniejszą kompozycję Duarte z tej płyty, to byłby to
melodyjny i melancholijny duet z Marą
– Às Tantas. Ten
temat siedzi mi w głowie i wciąż powraca. Przy okazji pieśniarzom
należą się ogromne gratulacje za cudowne współbrzmienie i
dialogowanie, dawno nie słyszałam tak dobrego duetu.
Mimo że Duarte jest bardzo dobrym
kompozytorem, uwielbiam jak sięga także po klasyczne fado. Jego
interpretacja kompozycji Alfredo Marceneiro, oczywiście z własnym
tekstem – Mordi a Tua Mão,
wywołuje dreszcze. Duarte długo, subtelnie plecie swoją historię,
dopieszczając każdy dźwięk, by na koniec wybuchnąć z mocą,
bezkompromisowo.
Swoją poprzednią płytą artysta
postawił poprzeczkę bardzo wysoko, może dlatego Só a
Cantar nie pokochałam od razu.
Oczekiwałam nieoczywistych harmonii i instrumentacji wychodzącej
poza ramy fado, jak choćby w Desassossego
czy Rosas na płycie
Sem Dor Nem Piedade.
Jednak tym razem pieśniarz we współpracy z producentem João
Gilem postawili na
prostotę i minimalizm. Śpiew Duarte jest na tyle barwny, że to się
oczywiście broni, ale wiedząc jak niesamowite kompozycje nagrywał
wcześniej, odczuwam pewien niedosyt. Może minie wraz z kolejnymi
przesłuchaniami? Kto wie, Só a Cantar
wciąga i nie pozwala szybko odłożyć się na półkę. Mam
nadzieję, że Duarte dalej będzie nagrywał takie cudownie mało
rozrywkowe fado, gdzieś obok mody, po swojemu.
Na zachętę utwór Covers:
Moim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń