Duetowa wrażliwość [Yumi Ito i Szymon Mika w Cavatina Hall]

 

Yumi Ito i Szymon Mika w sali kameralnej Cavatina Hall

Duetów wokalno-gitarowych było w jazzie sporo. Mogłoby się wydawać, że formuła ta została już wyczerpana, że trudno w takim składzie pokazać jeszcze coś nowego. Takim duetom niełatwo jest zapewne dobrać repertuar, który nie tylko dostarczy dźwiękowej przyjemności, ale też przytrzyma uwagę słuchacza na dłużej. Myślę jednak, że najważniejsze jest tu porozumienie artystów, ich uzupełniająca się wrażliwość i współodczuwanie muzyki. To właśnie usłyszałam jesienią na płycie Ekual nagranej przez Yumi Ito i Szymona Mikę, a ich koncert, który odbył się 1 kwietnia w sali kameralnej Cavatina Hall w Bielsku-Białej, tylko utwierdził mnie w zachwycie nad talentem tych młodych muzyków.

Yumi Ito – wokalistkę i kompozytorkę o polsko-japońskich korzeniach mieszkającą w Szwajcarii – poznałam dzięki jej albumowi Stardust Crystals (2018). Zachwyciłam się jej muzyką, ale przede wszystkim tym, co potrafi robić z głosem. Gitarzysta, Szymon Mika, to postać znana w świecie jazzu. Wraz ze swoim triem nagrał dwa krążki, a niedawno pojawiła się również jego solowa płyta – Attempts. Yumi i Szymon współpracują ze sobą od kilku lat i słychać, że znaleźli wspólny muzyczny język, który pozwolił im pokazać oryginalny pomysł na wykorzystanie połączenia brzmienia głosu i gitary.

Nie ukrywam, to zawsze duża radość, kiedy koncert, na który się wybieram, jest zgodny z moimi oczekiwaniami, a nawet jeszcze pozytywnie mnie zaskakuje. Bardzo lubię album Ekual i spodziewałam się, że na żywo ta muzyka zabrzmi rewelacyjnie. Dokładnie tak było – podczas występu artyści mieli więcej przestrzeni na improwizacje, emocje się wyostrzyły, a przekaz całości okazał się znacznie silniejszy niż w przypadku nagrań studyjnych.

Może już na początku powinnam wspomnieć, że ten odbiór muzyki możliwy był także dzięki miejscu, w którym odbywał się koncert. Sala kameralna Cavatina Hall okazała się idealna na intymny występ i dawała szansę bliskiego spotkania z artystami. Cieszę się, że nagłośnienie nie popsuło tych wrażeń i pozwoliło w pełni chłonąć wszystkie szczegóły występu Yumi Ito i Szymona Miki. A było co chłonąć.

Wspaniałe jest to, jak silne artystyczne osobowości tych muzyków łączą się ze sobą w duecie. Są intensywni osobno, ale grając razem tworzą jedność – można wręcz ulec złudzeniu, że na scenie wcale nie jest ich dwoje, tak bardzo się uzupełniają, wzajemnie napędzają, a przede wszystkim wydają się być niezwykle spójni emocjonalnie w swoim przeżywaniu muzyki. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie ogromna uważność i wrażliwość, z jaką siebie słuchają. W przeplatających się dźwiękach ich kompozycji jest niezwykle dużo czułości.

Repertuar z płyty Ekual na żywo stał się jeszcze bardziej barwny, bo muzycy nieustannie poszukiwali nowych kolorów i sposobów wydobycia dźwięku. Miałam poczucie, że Yumi Ito nie tylko z pełnym emocjonalnym zaangażowaniem przedstawia w tekstach napisane przez siebie historie, ale także bawi się brzmieniem każdej sylaby, nasłuchuje, jaki ma ona charakter i jak można to muzycznie wykorzystać. Szczególnie mocno uwidaczniało się to we wszystkich improwizacjach, kiedy z imponującą lekkością przemykała się scatem od niskich do wysokich rejestrów. Na te swobodne zabawy sporo miejsca było zarówno w utworach z tekstem (np. Float and Drift), jak i bez – czyli moich ukochanych Data Beta i Yumika, skomponowanych przez Szymona Mikę. Kolorystyczne poszukiwania przekładały się także na emocje, miałam gęsią skórkę w kulminacjach Running – poruszającej piosence autorstwa Yumi Ito. Lubię te momenty, kiedy odnoszę wrażenie, że artyści podczas występu niemal zatracają się w muzyce.

Duetową paletę barw równie ciekawie tworzył Szymon Mika. Na koncercie grał on na dwóch gitarach – jednej akustycznej, drugiej elektrycznej, lecz tę drugą też wykorzystywał akustycznie. Dzięki zróżnicowaniu ich dźwięku i sposobu jego wydobycia, możliwe były kolorystyczne eksperymenty i jeszcze większa różnorodność. Mika nadawał tej muzyce przestrzeń i ciepło, ale również podsycał kontrasty. Miękkość lub ostrość brzmienia gitary nieustannie szła w parze z tym, co działo się w wokalu, choć nie powiedziałabym, że ktoś był tu wyraźnym liderem – muzycy cały czas opowiadali razem swoje muzyczne historie i to było wspaniałe.

Podobało mi się ich podejście do rozumienia duetu. To nie był układ typu solista i akompaniator, nawet jeśli na chwilę jedno z nich „dowodziło”, głos drugiego stanowił niezbędny element do uzyskania pełni brzmienia, przekazu, nastroju. Pięknie uwidaczniało się to podczas solówek Szymona, kiedy Yumi często przejmowała powtarzające się motywy, tworzące harmoniczną bazę dla wirtuozowskich popisów gitarzysty.

Od pierwszego do ostatniego dźwięku koncertu byłam całkowicie zatopiona w muzyce. Yumi Ito i Szymon Mika przyciągali mnie swoją pomysłowością, ciągłym poszukiwaniem i siłą przekazu. Nie musieli uderzać w emocjonalne skrajności, by uzyskać kontrasty i więź emocjonalną ze słuchaczem. Szczerość i zaangażowanie w muzykę zawsze silnie chwytają odbiorcę. Chociaż… nie wiem, czy wszystkich chwyciło to równie mocno. Po ostatnim utworze – Little Things z albumu Stardust Crystals, który świetnie zabrzmiał w wersji duetowej – spodziewałam się gorącej owacji i bisów. Tymczasem publiczność zdawała się chłodna i bisu się nie domagała. Jestem w stanie zrozumieć to, że słuchacze nie chcieli burzyć intymnej atmosfery koncertu, ale przecież podczas niego nie brakowało też energii i humoru, które aż prosiły się o reakcje. A może to po prostu było moje nienasycenie, bo koncert Yumi Ito i Szymona Miki sprawił mi taką przyjemność, że z powodzeniem mogłabym ich słuchać kolejną godzinę, jeśli tylko mieliby chęci i siłę, by grać dalej!






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz