Po Wieniawskim
6 lat czekaliśmy na kolejny Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Wczoraj jury ogłosiło werdykt:
1. miejsce – Hina
Maeda (Japonia)
2.
miejsce – Meruert Karmenova (Kazachstan)
3.
miejsce – Qingzhu Weng (Chiny)
Oprócz
tego trzy równorzędne wyróżnienia otrzymali: Hana Chang, Jane Hyeonjin Cho i
Dayoon You.
I
po konkursie. Nie miałam możliwości wysłuchania uczestników na żywo w Poznaniu,
ale starałam się wszystkie etapy obserwować dzięki dostępnym transmisjom. To,
czego doświadczałam poprzez radio lub YouTube oczywiście nigdy nie będzie mogło
się równać z emocjami przeżywanymi podczas słuchania muzyki na żywo, ale... dla
mnie był to wyjątkowo rozczarowujący konkurs.
Śledzę Wieniawskiego odkąd mam jakąkolwiek większą świadomość muzyczną, czyli
od 2006 roku. Zawsze było to dla mnie święto, a finały stanowiły ogromne
przeżycie. Raz się cieszyłam, raz złościłam na jury, ale za każdym razem byłam
bez wątpienia bardzo zaangażowana. Tym razem było inaczej.
Dostrzegłam wielu interesujących skrzypków w I etapie. A był to etap niewdzięczny,
wymagający świetnej techniki i stalowych nerwów. Nie wszyscy moi faworyci znaleźli się w drugim
etapie – i wiadomo, że tak mogło się wydarzyć. W II etapie zaczęło się jednak
dziać coś dziwnego. Okazało się, że sporo osób, które wcześniej dały wirtuozowskie popisy, które zachwyciły w kaprysach i utworach
Wieniawskiego, nie ma nic do opowiedzenia w kompletnie innej formie, jaką jest
sonata.
Wybór finałowej szóstki niespecjalnie mnie zaskoczył, bo II etap (a
zwłaszcza jego pierwsza część) dość brutalnie wiele rzeczy zweryfikował.
Zdziwił mnie natomiast przebieg finału.
Domyślam się, że wszyscy uczestnicy byli bardzo zmęczeni. To ciężki
konkurs, wymagający przygotowania dużego programu. Sam finał też jest
morderczy, bo trzeba zagrać podczas jednego wieczoru dwa koncerty, ale zarówno
6, 11, jak i 16 lat temu (czyli podczas konkursów, które śledziłam) naprawdę
sporo uczestników radziło sobie z tym nieźle. Dlaczego w tym roku nikt
nie był w stanie wykonać dwóch koncertów na jednakowo dobrym poziomie? Dlaczego
nikt na konkursie im. Wieniawskiego nie zagrał jego koncertu w sposób
olśniewający?
Jeśli czytacie to, co piszę na swoim blogu, wiecie, że emocje w muzyce są dla
mnie najważniejsze. Doceniam wykonania ryzykowne, w których coś nie wyszło,
jeżeli mają w sobie autentyczność, żar, jakąś prawdę. Jednak w przypadku
skrzypiec istotne są też kwestie, takie jak intonacja, jakość dźwięku, fraza,
różnorodność w wyrazie i – nie ukrywajmy – precyzja, dokładność oraz realizacja
tego, co kompozytor zapisał w nutach. Tak, zawsze buntowałam się wobec
podejścia „musisz grać kompozytora, a nie siebie”, ale są jednak pewne granice
i niedostatki, na które trudno przymknąć oko. W każdym razie ja nie umiałam
podczas tego finału.
Czuję także, że powinnam wyjaśnić, jak słuchałam finałów. Otóż poprzez
transmisję radiową, co ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że koncentruję
się wtedy tylko na dźwięku, minusem zaś to, że nie odbieram występujących
artystów jako całości, bo jednak podczas koncertu oddziałuje na nas wszystko,
także to, jak muzyk się porusza, jaka jest jego mimika itd.
Może to był jeden z powodów, dla których nie zakochałam się w grze Hiny Maedy
podczas żadnego z etapów i nie do końca rozumiem to pierwsze miejsce. Czy
Meruert Karmenova bardziej zasługiwała na wygraną? Nie wiem, jej finałowy
występ także był nierówny. Może w takim razie Qingzhu Weng? Zabrakło mi głębi w
jego Brahmsie, choć dobrze zagrał koncert Wieniawskiego i także wcześniejsze
etapy miał na bardzo wysokim poziomie. Żałuję, że na podium nie znalazła się
Hana Chang, bo jej interpretacje były oryginalne, nawet jeśli często odległe od
tego, co jakoś mi bliskie. Jednak chciało mi się jej słuchać.
Czytam dużo o genialnym wykonaniu koncertu Brahmsa przez Hinę Maedę. W tym
kontekście pojawiają się też porównania do finału sprzed 6 lat, podczas którego
Veriko Tchumburidze niesamowicie zagrała koncert Szostakowicza i z pewnością to
w dużej mierze zadecydowało o jej wygranej. W dużej mierze, ale nie wyłącznie.
Veriko równie wspaniale wykonała wtedy Wieniawskiego i we wcześniejszych
etapach była intrygująca. Nie powiedziałabym, że tak było z Maedą – choć być
może na żywo to wszystko brzmiało inaczej, np. jej dźwięk był bardziej
szlachetny. Wiem jednak, że w transmisjach internetowych nie przekonała mnie ani w pierwszym, ani w drugim,
ani w trzecim etapie. Mimo to chcę podkreślić, że jej Brahms był naprawdę
dobry. Rozumiem, że mogła nim wzruszyć publiczność, spowodować owacje na
stojąco. Tak, ona rzeczywiście czuła ten koncert i oddała się w pełni tej interpretacji. Tylko co z tym wszystkim, co zagrała wcześniej? To konkurs składający się z trzech dużych etapów.
Biorąc pod uwagę wygraną Maedy, nie umiem też odrobinę nie patrzeć w przyszłość
i nie rozmyślać o tym, co dalej. W kontekście pokonkursowej kariery niestety
okazało się, że werdykt sprzed 6 lat nie był do końca trafiony. Veriko
Tchumburidze była i jest świetną skrzypaczką, ale to Bomsori Kim
(która zajęła wtedy 2. miejsce) nagrywa dziś płyty dla Deutsche Grammophon. Nie
porównuję tu, która z nich jest lepsza – w ogóle takie porównania są trudne i
ocierają się o bezsens – mam ma myśli wyłącznie kwestie tego, o której z nich
dziś słyszy cały świat. Tą osobą jest Bomsori. Jak będzie tym razem? Czy na tym
etapie Hina Maeda jest gotowa na wielką światową karierę? Trzymam za to kciuki,
wierzę, że będzie się pięknie rozwijała i jeszcze wielokrotnie zaskoczy, bo przecież
jest bardzo młoda. Ale to teraz powinien być jej czas.
Wychodzę z tego kilkutygodniowego słuchania konkursu z radością, że mogłam
posłuchać wielu rewelacyjnych skrzypków, bo – nie oszukujmy się – nikt tu nie
był słaby ani nawet średni. Zagrali sami najlepsi. Mimo to kończę to słuchanie
jakoś bez żalu, zmęczona i nieporuszona. Bez gęsiej skórki wywołanej naprawdę
przejmującymi wykonaniami, bez świadomości spotkania z kimś naprawdę
oryginalnym. Cieszę się jednak, że będę miała okazję posłuchać jeszcze
laureatów niebawem w sali NOSPR-u. Kto wie, może zrobią na mnie zupełnie inne
wrażenie. Chciałabym.
Zgadzam się z ogólną obserwacją 😊 miałam okazję słuchać Hiny Maedy na żywo, a później tego samego w domu i… zupełnie dwa inne wrażenia. Na żywo ma się kontakt z czymś cudnym, pełnym radości. Dźwięk jest pełny! W domu… zostaje tylko część tego wszystkiego 😊 z innymi uczestnikami miałam odwrotnie - na przesłuchaniach kompletnie do mnie nie trafiali, a w domu zaczęłam słyszeć konkretniejszy dźwięk. Życzę radosnego koncertu w NOSPRze 😌🎶
OdpowiedzUsuńMało było w tym konkursie prawdziwych kreacji artystycznych. One gdzieś tam przewijały się w pierwszych etapach ale zapewne jury dopatrzyło się "rażących błędów technicznych". Gdyby porównywać ten konkurs z chopinowskim, to stamtąd wychodzą artyści na światowe estrady, tutaj mamy coś w rodzaju koncertów dyplomowych. Nie mogłem otrząsnąć się z tego wrazenia. No i ta niefortunna orkiestra w finale...
OdpowiedzUsuń