4. edycja Fado w Katowicach [Joana Amendoeira, Carlos Leitão, Sara Paixão]

Czy da się atmosferę lizbońskich tawern przenieść do sali koncertowej w innym kraju? To pytanie pewnie często pojawia się w głowach słuchaczy na koncertach fado. Trudno mówić o dosłownym przeniesieniu, ale z radością zauważam, że w Polsce odbywają się wydarzenia, które pozwalają choć odrobinę dotknąć tej muzycznej tradycji. Bez wątpienia należą do nich koncerty, które co roku organizowane są przez Stowarzyszenie Miłośników Portugalii „My Lisbon Story” pod nazwą Fado w Katowicach.


Fot. Krzysztof Rosenberger 
Stowarzyszenie Miłośników Portugalii "My Lisbon Story"


20 maja w Filharmonii Śląskiej wystąpiło troje fantastycznych pieśniarzy – Joana Amendoeira, Carlos Leitão i Sara Paixão, a towarzyszyli im muzycy: Henrique Leitão na gitarze portugalskiej, João Filipe na gitarze akustycznej (viola do fado) oraz Carlos Menezes na kontrabasie. Ponownie więc (jak w zeszłym roku) zdecydowano się podczas tego wieczoru na formułę charakterystyczną dla występów w klubach fado – na scenie pojawia się nie jeden pieśniarz/pieśniarka, lecz kilkoro artystów i każdy prezentuje po kilka utworów. Bardzo podoba mi się ten koncertowy pomysł – pozwala na dużą różnorodność muzyczną, stylistyczną i faktycznie oddanie namiastki spontaniczności prawdziwych lizbońskich występów.


Trójka tegorocznych artystów to znane nazwiska w świecie fado. Joana Amendoeira nagrywa od ponad 20 lat i jest jedną z tych pieśniarek, którym udało się zrobić międzynarodową karierę, Carlos Leitão również ma na koncie kilka albumów. Przed swoim debiutem fonograficznym jest jeszcze Sara Paixão, ale słuchając pierwszych singli, nie mam wątpliwości, że i o niej będzie głośno. Każde z nich regularnie śpiewa także w lizbońskich tawernach. Ich doświadczenie czuło się na scenie.


Domyślam się, że ci, którzy śledzą mojego bloga i media społecznościowe wiedzą, że w fado lubię silne głosy i dużą ekspresję, ale też jakiś rodzaj elegancji. Te wszystkie cechy ma właśnie Carlos Leitão. I nie wiem, czy jest lepszy repertuar, by je obserwować niż balladowe fado tradycyjne. Jedną z pierwszych kompozycji wykonanych przez tego pieśniarza było moje ukochane Fado Menor. Artysta zinterpretował je w wielkim skupieniu, z namysłem, ważąc każde słowo i nadając mu odpowiednią ekspresję. W kulminacjach jego głos brzmiał potężnie, ale nie teatralnie. Mocno przeżyłam to wykonanie, a był to w zasadzie dopiero początek koncertu.

Pieśniarz świetnie odnalazł się także w nieco „młodszej” tradycji, czyli repertuarze Carlosa do Carmo. Smutek w fado przeplata się z lekkością i skocznymi tematami, nie było więc dla mnie zaskoczeniem, że Leitão – aby lepiej nawiązać kontakt z publicznością – sięgnął po wielki przebój Lisboa Menina e Moça. Mimo mocnego, intensywnego wokalu bardzo dobrze poradził sobie w żwawym tempie i niełatwej melodii tej piosenki. Bardzo naturalnie wszedł w dialog z publicznością. Długo po koncercie jego niski głos o aksamitnej barwie brzmiał mi w głowie.


Także Joana Amendoeira wykonała utwór z repertuaru Carlosa do Carmo i – podobnie jak w przypadku Carlosa Leitao i jego Fado Menor – był to dla mnie bardzo poruszający moment tego wieczoru. Piosenkę Estrela da Tarde artystka zaśpiewała tylko w duecie z gitarą klasyczną. To był jeden z tych momentów, kiedy silnie odczuwałam każde słowo, mimo że mój portugalski wciąż jest na poziomie podstawowym. Miałam wrażenie, że Amendoeira znacznie lepiej czuje się właśnie w nowoczesnym fado, które dostarcza więcej melodycznych i harmonicznych wyzwań niż to tradycyjne. Pokazało to Estrela da Tarde, ale również piosenki z repertuaru Amálii Rodrigues, które wykonała. Kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki utworu Gaivota, miałam obawy – Joana nie ma tak mocnego głosu jak Amalia, zdarzają się jej również intonacyjne niedokładności, ale tu zaskoczyła mnie pozytywnie. Starannie dopieściła koronkową melodię, a jej ciepły głos brzmiał dobrze pasował do tej kompozycji. Równie piękna i emocjonalna była jej interpretacja Estranha Forma de Vida.


Zupełnie inne podejście do fado zdawała się prezentować Sara Paixão. To przedstawicielka młodego pokolenia, zadziorna, nietrzymająca się tradycji – zarówno w repertuarze, jak i sposobie śpiewania. Jej lekko chropowaty, matowy głos urzekł mnie już kilka lat temu, gdy usłyszałam ją w klubie Maria da Mouraria. Artystka ta ma doskonałą umiejętność przeobrażania się, w zależności od nastroju fado, które wykonuje. Potrafi śpiewać prosto, czasem wręcz wykrzykując kulminacje w skocznych utworach (jak w jej singlowym Vem Dançar), ale świetnie wprowadza też w nastrój zadumy, czego przykład dała w utworze Pomba Branca. Podoba mi się, że jej głos i interpretacje pozbawione są tak częstej u pieśniarek fado słodyczy, nie nadużywa też melizmatów. W tym kontekście cieszę się, że w Katowicach zestawiona została z Joaną Amendoeirą, bo trzeba przyznać, że artystki w kwestii ekspresji, barwy głosu i sposobu śpiewania stoją zupełnie na przeciwnych biegunach!


Podczas koncertu nie zabrakło również czasu na wspólne występy pieśniarzy. Chciałabym wspomnieć zwłaszcza o jednym duecie, który szczególnie utkwił mi w pamięci. Myślałam, że trudno będzie zaśpiewać Abandono bardziej wzruszająco, niż zrobiła to Amália czy Camané, ale Sara Paixão i Carlos Leitão zinterpretowali to inaczej, bardziej surowo, mniej tradycyjnie, a przez to może emocjonalne oddziaływanie tego utworu stało się jeszcze mocniejsze. Matowy głos Sary, często pozbawione wibracji intensywne dźwięki, przeplatały się z aksamitnym, rozedrganym wokalem Carlosa. To był także utwór, w którym dużą rolę odegrał Henrique Leitão na gitarze portugalskiej, zachwycając wirtuozerią i harmoniczną różnorodnością. Prawdziwy popis muzycy dali jednak dopiero podczas bisów – zaskakujące, ale dopiero wtedy pojawiła się guitarrada, czyli fado instrumentalne.


Miłym akcentem na sam koniec był występ wszystkich artystów bez nagłośnienia. Mam wrażenie, że poza nielicznymi wyjątkami (np. Mariza, Ana Moura, Ricardo Ribeiro) większość pieśniarzy w takich sytuacjach czuje się najbardziej swobodnie. Kiedy odkładają mikrofony, nic nie zakłóca ich ekspresji, mogą cali stać się muzyką, wejść w pełni w wykonywane przez siebie fado. Cudownie było poczuć tę autentyczność lizbońskiego klubu w utworze Zanguei-me Com o Meu Amor.


Jestem bardzo szczęśliwa, że jest w murach Filharmonii Śląskiej raz w roku miejsce na przybliżenie polskiej publiczności tradycji fado. Czuję, że podczas tego wieczoru udało się zgrabnie połączyć to, co komercyjne z wysokim poziomem artystycznym. Nie było tu udawania, że „robimy koncert fado” – przylecieli artyści prosto z Lizbony i zaśpiewali oraz zagrali tak, jak robią to w swojej ojczyźnie. Marzy mi się więcej takich koncertów!


Po koncercie z pieśniarzami. Od lewej Joana Amendoeira, Carlos Leitão i Sara Paixão. A z tyłu autorka powyższego tekstu ;)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz