Antony and The Johnsons

Antony'ego odkryłam dzięki Bjork. Zaskoczył mnie ten nieziemski głos w kilku utworach na płycie Volta. Zaczęłam szukać, tu i tam. Trafiłam na pierwszą płytę całkiem dla mnie nowego zespołu - Antony and the Johnsons. Było to chwilę przed ukazaniem się ich trzeciej płyty studyjnej - The Crying Light, którą uznałam za... niezwykłą. Mistrzowie ciszy, świetni muzycy, tworzą klimat. No i Antony, z głosem kompletnie nie z tego świata, niepowtarzalnym. The Crying Light słuchałam w kółko, przyszedł też czas na zapoznanie się z poprzednimi płytami i absolutną miłość do tego zespołu tworzącego muzykę nie pozwalającą się zaszufladkować - czyli to co lubię najbardziej! ;)
Ich warszawski koncert potwierdził fakt, że są genialni.
Ale nie o tym dzisiaj... dzisiaj o nowej płycie - Swanlights - która ukazała się kilka dni temu. To bardzo miłe, kiedy mogę kupić kolejną płytę jakiegoś zespołu z pewnością, że zastanę tam kawał dobrej muzyki, ale jeszcze bardziej kocham płyty, gdzie słyszę "krok na przód" od ostatniej płyty. I tak jest właśnie na Swanlights. The Crying Light było genialne? W takim razie Swanlights jest arcydziełem.
Właściwie wystarczył mi pierwszy utwór (Everything is new) - magia. Uwielbiam aranżacje, które mnie zaskakują, utwory składające się z różnych motywów, którymi artyści bawią się. Stopniowanie emocji, zróżnicowanie barwy. Tu głos Antony'ego nie jest już na pierwszym planie. On stał się częścią doskonale przemyślanej kompozycji. Dalej muzycy snują spójną opowieść, nic tu nie jest przypadkowe. Wszystko oparte na wrażeniu, dźwięku, po co piosenki? Tu chodzi o emocje, o zabawę dźwiękiem, barwą. Trochę transowości, w utworach, w których pozornie nic się nie zmienia w melodii wyśpiewywanej przez Antony'ego, ale aż trudno sobie wyobrazić jak wiele dzieje się w tle (The great white ocean, I'm in love...). Wreszcie tytułowy utwór - Swanlights. Gdzieś w opisach tej płyty czytałam, że w tym kawałku słychać inspiracje orientem... może odrobinę, ale na pierwszym planie jest tu elektronika - coś czego na wcześniejszych płytach właściwie nie ma. Wykorzystana dla stworzenia jeszcze bardziej magicznego klimatu. I znowu niesamowite budowanie napięcia. (Swanlights). W Thank you for your love wraca odrobina tego Antony'ego z poprzednich płyt, mniej wyszukane, ale niesamowicie radosne i świetnie zinstrumentowane! Ciekawostką płyty jest duet z Bjork. Zacznijmy od tego, że w ogóle uważam, że oni pięknie razem brzmią. Ostry, matowy głos Bjork w zestawieniu z ciepłym, rozwibrowanym głosem Antony'ego - to jest to. Tu właściwie Antony robi tylko chórki, pole do popisu ma Bjork. W kompozycji widać też jej duży wkład, ale miłe, że pozostali w brzmieniu akustycznym - jak się okazuje, efekty, które Bjork robi elektroniką można też zrobić naturalnymi instrumentami ;)
Zakończenie płyty równie dobre, co początek. Znowu powrót do tej jedynej w swoim rodzaju CISZY. Taka cisza jest tylko u nich, nikt inny takiej CISZY wytworzyć nie potrafi. Podoba mi się też pojawienie się powtarzającego się "everything is new" - czyli nawiązanie do pierwszego utworu, co jeszcze bardziej scala płytę.
Kompozycja, kompozycja i jeszcze raz kompozycja. Zarówno w kwestii ułożenia utworów i skomponowania całej płyty, jak i samego brzmienia, harmonii, instrumentacji...aranżacji - zachwyca na tej płycie. Dawno nie kupiłam płyty, która by mnie tak zachwyciła, wręcz powaliła na kolana. Dlatego absolutnie nie boję się określenia, że jest to ARCYDZIEŁO.
Na zakończenie mój... chyba ukochany utwór z płyty: Ghost



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz