Tcheka

Tcheka, Tcheka... mój wciąż nieznany na świecie idol z Wysp Zielonego Przylądka. Najpierw odkryłam go jako rewelacyjnego gitarzystę, który z gitary potrafi zrobić niemal perkusję (Djan kre bejabu), ale szybko zrozumiałam, że jest on o wiele bardziej wszechstronnym artystą. Z pewnością pomógł mi w tym jego koncert kilka lat temu na Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. Pozostał we mnie, mimo że był krótki i wszelkie wrażenia po nim próbował zagłuszyć Youssou N'Dour. Wtedy dotarło do mnie, że ten człowiek to istny wulkan... wulkan muzyki! Na koncertach Tcheka pojawia się z gitarą i w towarzystwie gitarzysty basowego oraz perkusisty. Tak było też niecały miesiąc temu na jego koncercie w Teatrze Studio. Czy to mało, aby rozgrzać i uwieść publiczność? Nie, oni radzą sobie z tym bez najmniejszego problemu.

Tcheka dziś zachwyca mnie... po pierwsze głosem. (Fragment koncertowy) Raz jest delikatny, niemal chłopięcy, raz osiąga głębokie basy, raz stawia mocny przebijający się nawet przez dużą salę głos. To zaskakujące, że z jednego człowieka mogą wydobyć się tak zróżnicowane dźwięki.
Na koncercie nie sposób oderwać od niego wzrok, też dlatego, że cały czas na jego twarzy widać radość i w tym wypadku powiedzenie "uśmiech od ucha do ucha" nabiera znaczenia dosłownego. Nie mogłam przestać się uśmiechać patrząc na niego. W jego śpiewaniu jest coś niezwykłego, tak jakby śpiewał do każdego słuchacza osobno. Chociaż kreolski nawet dla mnie z podstawami portugalskiego jest niemożliwy do zrozumienia, słucham Tcheki i wiem co chce mi przekazać. To znów magia emocji - jeżeli artysta przeżywa coś naprawdę, słuchacz musi go zrozumieć, niezależnie od tego jaki jest to język.
Jednak Tcheka ma w sobie coś jeszcze, coś być może najważniejszego - jest absolutnym zaprzeczeniem wszelkiej komercyjności. Wierzę, że Wyspy Zielonego Przylądka wyglądają tak jak brzmi jego muzyka. Jest to oczywiście subiektywne, to jego obraz, jego odbiór tego kraju, ale mnie to przekonuje. Przekonuje mnie nawet bardziej niż to, co prezentują inni młodzi bardziej znani reprezentanci (a głównie reprezentantki) Wysp, jak Lura, Mayra Andrade, Sara Tavares, czy Nancy Viera. Cenię je, słucham ich płyt, ale muszę przyznać, że one mają już w sobie jakąś domieszkę komercyjności. A Tcheka? Tcheka jest taki, jakby przed chwilą siedział z gitarą na kamieniu na plaży, jak we fragmentach tego filmu. Może ta muzyka jest też taka autentyczna dlatego, że Tcheka chyba jako jedyny spośród tych gwiazd zielono-przylądkowych rzeczywiście tam mieszka, a nie w Lizbonie, czy Paryżu.
Na koniec zostawiłam sobie jeszcze jeden talent Tcheki, bez którego nie byłby tak wspaniałym artystą. Jest doskonałym kompozytorem. Pisze, najzwyczajniej w świecie, piękne piosenki. Jak się okazuje nie jest łatwo w dzisiejszym świecie o melodyjne, proste PIOSENKI (Ana Maria).

Warto poświęcić też chwilę na płyty Tcheki. Nadal nie udało mi się zdobyć jego pierwszej płyty, ale trzy następne tworzą ciekawą całość. Ciekawą, bo każda jest inna, a jednak to nadal ten sam Tcheka, ze swoim charakterystycznym stylem. Moją ulubioną płytą jest ta jego druga - Nu Monda z łagodnym, akustycznym i prostym brzmieniem. Może i jest najsmutniejsza, ale piękna tak jak np. Agonia.. Na płycie Lonji Tcheka zaproponował już więcej instrumentów, większą różnorodność. Mam wrażenie, że Lonji ma brzmienie typowo wyspiarskie, kołyszące i słoneczne (Sabu). Jednak dla mnie jest zdecydowanie najmniej przepełniona emocjami, dlatego bardzo się ucieszyłam na niełatwą do zrozumienia od pierwszego słuchania płytę Dor de Mar. Tak, na tej ostatniej płycie Tcheka pokazał swoje inne oblicze. Zaczął bardziej eksperymentować z głosem, odchodzi od akustycznego brzmienia... w efekcie stwarza mieszankę stylistyczną, która im częściej słuchana, tym bardziej wciąga! (Tchoro na morteMadalena).

Czekam niecierpliwie na następne płyty Tcheki, na następne koncerty. Chciałabym, by stał się bardziej popularny, ale z drugiej strony... czy wtedy nadal będzie tak naturalny, tak prawdziwy? Czy nie straci swojego uroku? Zobaczymy. Jest dobrym muzykiem, a ja ufam dobrym muzykom.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz