Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

Lizboński pamiętnik. 5. Maria da Mouraria i pożegnanie...

18 września godz. 22:04 Ostatni wieczór... pożegnanie z Lizboną i wizyta w Maria da Mouraria, klubie Héldera Moutinho w samym sercu Mourarii, być może najbardziej fadowej dzielnicy. Bardzo przyjemne są te momenty, kiedy idę słuchać fado, nigdy do końca nie wiem kogo się spodziewać i pojawia się ktoś z moich ulubionych wykonawców. Tym razem było podobnie, zza rogu wyłoniła się Maria da Nazaré. Pierwszy raz usłyszałam ją w filmie "Fados" Carlosa Saury i spodobał mi się jej głos, rodzaj ekspresji, ucieszyłam się, że będę mogła dowiedzieć się jak brzmi na żywo. Maria usiadła wraz z dwoma gitarzystami i stworzyła niezwykłą atmosferę skupienia. Jest w jej głosie coś szczególnie tragicznego, przejmującego, każde smutne fado śpiewa całą sobą, a i te weselsze mają w sobie coś melancholijnego. Może dlatego, że Maria nie zabawia publiczności, przekazuje emocje, opowieści głęboko ze swojego wnętrza. Zawsze ciekawie jest w klubach posłuchać tych dojrzalszych pieśniarzy, ich interpretac

Lizboński pamiętnik. 4. Muzyczna wielokulturowość

17 września godz. 21:38 Kolejny piękny lizboński dzień za mną. Udało mi się wreszcie obejrzeć trochę nowej Lizbony - w końcu ile można zachwycać się tylko starymi dzielnicami. Wycieczka do Parque das Nações, na tereny EXPO'98 okazała się fantastyczną przygodą, ale dzień bez fado byłby dniem straconym. Odwiedziłam również niedawno otwarte Casa Fernando Maurício. Nareszcie Król Fado doczekał się swojego muzeum, w dodatku pięknie zrobionego. Po niewielkim pomieszczeniu gości oprowadza sympatyczny człowiek, dobrze zorientowany w twórczości i biografii Fernando Maurício. Nazwa muzeum jest może odrobinę myląca, bo nie jest to stricte dom tego wybitnego pieśniarza, a jedynie miejsce, gdzie zgromadzone zostały przeróżne pamiątki, stare dokumenty, nagrody, płyty itp. Mimo to, muzeum ukryte w wąskich uliczkach Mourarii powinno znaleźć się na liście "koniecznie do odwiedzenia" każdego fana fado. Nawet jeśli dla kogoś byłoby to pierwsze spotkanie z Fernando Maurício, jestem pewna, ż

Lizboński pamiętnik. 3. Noc wrażeń w Mesa de Frades

16 września godz. 23:42 Mesa de Frades - tu jest jednak jak w domu. Zwłaszcza, kiedy przed drzwiami spotykam gitarzystę portugalskiego Pedro de Castro, który po kilku słowach przypomnienia i kilku sekundach przyglądania się stwierdza, że mnie pamięta! A to wszystko przy dźwiękach uroczej Teresinhi Landeiro. Szkoda, że przez drzwi posłuchałam tylko jednego fado, w środku drugiego i koniec... ale może jeszcze Teresinha powróci! W następnej turze pojawił się pan, którego nazwiska niestety nie znam i zaprezentował fado... deklamacyjne. Nie jest to mój ulubiony rodzaj śpiewania, ale nawiązując do wczorajszych notatek: ten pan miał CHARAKTER i śpiewał O CZYMŚ, a jego opowieści były przekonujące. Tyle wrażeń! Tyle wrażeń, że aż nie nadążam pisać. Następna pieśniarka zaprezentowała dojrzałe piękne interpretacje fado. Pokazała również, że fado można śpiewać dobrze delikatnym głosem, jeśli po prostu wie się jak go używać i chce się poszukiwać. Jednak przyznam szczerze, że śpiewanie tej pieś

Lizboński pamiętnik. 2. Wieczór w klubie Senhor Vinho

15 września godz. 19:26 mieszkanie Z każdego okna inne fado... :-) Urocza mieszanka głosów i dźwięków gitar. Zbliża się wieczór... Godz. 21:23 Przyznaję, mam mały problem z Sr. Vinho. Ilość rozgadanych turystów przychodzących tu wielkimi grupami, jest zastraszająca! Ale złe wrażenie natychmiast zacierają muzycy. Dziś zaczęła Ana Margarida. Myślę, że trudno musi być rozpoczynać wieczór fado. Potrzeba bardzo mocnej, charakterystycznej interpretacji i dużo uroku osobistego, żeby odciągnąć tłumy od talerzy... Anie Margaridzie się to udało. Zaczarowała mnie swoim ciepłym, a jednocześnie mocnym głosem. We wspaniałej akustyce klubu każdy dźwięk był nośny, wypełniał salę światłem, łagodnością i bardzo spontanicznymi emocjami. Gitarzyści (Paulo Parreira i Rogério Ferreira), jak zwykle tutaj, idealnie podążają za gestem, głosem i ruchem pieśniarki... Początek był dobry, ale to, co wydarzyło się przed chwilą w wykonaniu Vanessy Alves, wzruszyło mnie, "szarpnęło" mną, tak jak w fad

Lizboński pamiętnik. 1. Przelot i pierwszy wieczór

Kiedy byłam w Lizbonie 3 lata temu, nie udało mi się zrealizować planu regularnego pisania na blogu, ani nawet zrelacjonowania tej wyprawy po powrocie do Polski. W tym roku uparłam się, że zrobię pełną relację dzień po dniu! Nie wszędzie jest internet, więc postanowiłam wrócić do starego, dobrego papieru i długopisu. Przyjechałam do Lizbony z notatnikami, które mieszczą się w każdej torebce, dzięki temu będę miała szanse zapisać wszystkie ulotne wrażenia, a później przedstawić je Wam na blogu. 14 września godz. 20:16 Lizboński pamiętnik - czas start! Wprawdzie do Lizbony jeszcze nie doleciałam, ale portugalska muzyka już jest blisko - wystarczyło otworzyć samolotową gazetkę, żeby znaleźć artykuł o Carminho. Swoją drogą, kiedy 3 lata temu leciałam z/do Lizbony, także czytałam coś o Carminho. Dziś natknęłam się na różne opowieści o jej postrzeganiu muzyki, a przede wszystkim na informacje o nadchodzącej nowej płycie! Kto zagląda na facebookową stronę, ten zapewne już widział, że Carm