Lizboński pamiętnik. 2. Wieczór w klubie Senhor Vinho
15 września godz. 19:26 mieszkanie
Z każdego okna inne fado... :-) Urocza mieszanka głosów i dźwięków gitar. Zbliża się wieczór...
Godz. 21:23
Przyznaję, mam mały problem z Sr. Vinho. Ilość rozgadanych turystów przychodzących tu wielkimi grupami, jest zastraszająca! Ale złe wrażenie natychmiast zacierają muzycy. Dziś zaczęła Ana Margarida. Myślę, że trudno musi być rozpoczynać wieczór fado. Potrzeba bardzo mocnej, charakterystycznej interpretacji i dużo uroku osobistego, żeby odciągnąć tłumy od talerzy... Anie Margaridzie się to udało. Zaczarowała mnie swoim ciepłym, a jednocześnie mocnym głosem. We wspaniałej akustyce klubu każdy dźwięk był nośny, wypełniał salę światłem, łagodnością i bardzo spontanicznymi emocjami. Gitarzyści (Paulo Parreira i Rogério Ferreira), jak zwykle tutaj, idealnie podążają za gestem, głosem i ruchem pieśniarki...
Początek był dobry, ale to, co wydarzyło się przed chwilą w wykonaniu Vanessy Alves, wzruszyło mnie, "szarpnęło" mną, tak jak w fado lubię najbardziej. Mniej interakcji z publicznością, więcej spojrzenia w głąb siebie i emocji... skrajnych. Zachwycają mnie kontrasty w interpretacjach Vanessy, to "zaplatanie" ornamentów w pianach i ostre kulminacje, które przy jej głębokim, niskim głosie brzmią doskonale. Słyszałam Vanessę w Sr. Vinho 5 lat temu, już wtedy spodobał mi się jej głos, ale nie miała tyle dojrzałości i wyczucia w interpretacjach fado, w sugestywnym przekazywaniu emocji zawartych w tekście, co dziś. Dlaczego tacy pieśniarze jak ona nie robią kariery?!
Słuchając Francisco Salvação Barreto zaczęłam się zastanawiać na czym polega problem z większością mężczyzn śpiewających fado albo raczej... na czym polega mój problem z nimi, bo ten pieśniarz nie jest jedyny. Francisco potrafi śpiewać. Gdyby startował w konkursie z różnymi gwiazdami pop, z pewnością by wygrał, ale ja od fado oczekuję więcej. A od mężczyzn śpiewających fado oczekuję CHARAKTERU! Może być głos wysoki, niski, głębszy, delikatniejszy, ale potrzebuję, żeby O CZYMŚ opowiadał, potrzebuję przepływu emocji. U Francisco Salvação Barreto tego nie było, śpiewał bardzo jednorodnie, a ja z każdym dźwiękiem coraz bardziej odlatywałam myślami. I to niestety nie pierwsza taka sytuacja z mężczyzną śpiewającym fado. Na szczęście (choć dla wykonawcy raczej na nieszczęście) sytuację uratowali gitarzyści przejmując stery i historię, której nie opowiadał Francisco, a tym samym kompletnie go zdominowali... Ale publiczność zachwycona, więc cóż, pozostaję niezrozumiana.
Na koniec wisienka na torcie, jak zawsze. Chociaż z Aldiną Duarte nigdy nic nie jest jak zawsze i m.in. dlatego tak kocham jej śpiewanie. Kiedyś wydawało mi się, że Mariza przekracza pewne granice emocji, że już nie da się bardziej, mocniej, że człowiek nie może z siebie więcej wyrzucić. Dzisiaj Aldina przekonała mnie, że emocje nie mają żadnych granic. Słuchając jej przypomniałam sobie również, jak Carminho w jednym z wywiadów mówiła, że jednym z bardzo ważnych elementów fado jest znalezienie jak najbardziej różnorodnych i adekwatnych emocji, barw, dźwięków do każdego słowa. Nie można zaśpiewać jednakowo słów "bóg" i "dom". Właśnie tego rodzaju myślenie słychać u Aldiny. Jej interpretacje są bardzo... mądre, czuję jak każdemu słowu nadaje odpowiednią moc. Można by powiedzieć, że wszystkie jej dźwięki są zależne od słów. Wciąż zbyt mało rozumiem z przepięknej poezji, którą wykonuje, ale coraz bardziej zaczynam pojmować dlaczego w określonych momentach stosuje takie, a nie inne środki wyrazu. Nie znam nikogo, kto śpiewałby fado tak, jak Aldina, kto jednym najmniejszym dźwiękiem potrafi odnaleźć drogę prosto do serca słuchacza, do jego wrażliwości. Wiadomo, nie ma ludzi doskonałych, nie da się też każdą płytą wszystkim dogodzić, dlatego jedne nagrania Aldiny poruszają mnie bardziej, inne mniej, ale na żywo to prawdziwa mistrzyni. To głos, którego nie da się pomylić z żadnym innym, to gwałtowność, kontrasty i piękna kobieta, która śpiewa fado całą sobą. Która, nieustannie to powtarzam, JEST FADO.
Niezwykły wieczór, trudno będzie zasnąć z tymi wszystkimi dźwiękami w głowie...
16 września godz. 00:44
Zobacz także:
Lizboński pamiętnik. 1. Przelot i pierwszy wieczór
Lizboński pamiętnik. 3. Noc wrażeń w Mesa de Frades
Lizboński pamiętnik. 4. Muzyczna wielokulturowość
Lizboński pamiętnik. 5. Maria da Mouraria i pożegnanie...
Z każdego okna inne fado... :-) Urocza mieszanka głosów i dźwięków gitar. Zbliża się wieczór...
Godz. 21:23
Przyznaję, mam mały problem z Sr. Vinho. Ilość rozgadanych turystów przychodzących tu wielkimi grupami, jest zastraszająca! Ale złe wrażenie natychmiast zacierają muzycy. Dziś zaczęła Ana Margarida. Myślę, że trudno musi być rozpoczynać wieczór fado. Potrzeba bardzo mocnej, charakterystycznej interpretacji i dużo uroku osobistego, żeby odciągnąć tłumy od talerzy... Anie Margaridzie się to udało. Zaczarowała mnie swoim ciepłym, a jednocześnie mocnym głosem. We wspaniałej akustyce klubu każdy dźwięk był nośny, wypełniał salę światłem, łagodnością i bardzo spontanicznymi emocjami. Gitarzyści (Paulo Parreira i Rogério Ferreira), jak zwykle tutaj, idealnie podążają za gestem, głosem i ruchem pieśniarki...
Początek był dobry, ale to, co wydarzyło się przed chwilą w wykonaniu Vanessy Alves, wzruszyło mnie, "szarpnęło" mną, tak jak w fado lubię najbardziej. Mniej interakcji z publicznością, więcej spojrzenia w głąb siebie i emocji... skrajnych. Zachwycają mnie kontrasty w interpretacjach Vanessy, to "zaplatanie" ornamentów w pianach i ostre kulminacje, które przy jej głębokim, niskim głosie brzmią doskonale. Słyszałam Vanessę w Sr. Vinho 5 lat temu, już wtedy spodobał mi się jej głos, ale nie miała tyle dojrzałości i wyczucia w interpretacjach fado, w sugestywnym przekazywaniu emocji zawartych w tekście, co dziś. Dlaczego tacy pieśniarze jak ona nie robią kariery?!
Słuchając Francisco Salvação Barreto zaczęłam się zastanawiać na czym polega problem z większością mężczyzn śpiewających fado albo raczej... na czym polega mój problem z nimi, bo ten pieśniarz nie jest jedyny. Francisco potrafi śpiewać. Gdyby startował w konkursie z różnymi gwiazdami pop, z pewnością by wygrał, ale ja od fado oczekuję więcej. A od mężczyzn śpiewających fado oczekuję CHARAKTERU! Może być głos wysoki, niski, głębszy, delikatniejszy, ale potrzebuję, żeby O CZYMŚ opowiadał, potrzebuję przepływu emocji. U Francisco Salvação Barreto tego nie było, śpiewał bardzo jednorodnie, a ja z każdym dźwiękiem coraz bardziej odlatywałam myślami. I to niestety nie pierwsza taka sytuacja z mężczyzną śpiewającym fado. Na szczęście (choć dla wykonawcy raczej na nieszczęście) sytuację uratowali gitarzyści przejmując stery i historię, której nie opowiadał Francisco, a tym samym kompletnie go zdominowali... Ale publiczność zachwycona, więc cóż, pozostaję niezrozumiana.
Na koniec wisienka na torcie, jak zawsze. Chociaż z Aldiną Duarte nigdy nic nie jest jak zawsze i m.in. dlatego tak kocham jej śpiewanie. Kiedyś wydawało mi się, że Mariza przekracza pewne granice emocji, że już nie da się bardziej, mocniej, że człowiek nie może z siebie więcej wyrzucić. Dzisiaj Aldina przekonała mnie, że emocje nie mają żadnych granic. Słuchając jej przypomniałam sobie również, jak Carminho w jednym z wywiadów mówiła, że jednym z bardzo ważnych elementów fado jest znalezienie jak najbardziej różnorodnych i adekwatnych emocji, barw, dźwięków do każdego słowa. Nie można zaśpiewać jednakowo słów "bóg" i "dom". Właśnie tego rodzaju myślenie słychać u Aldiny. Jej interpretacje są bardzo... mądre, czuję jak każdemu słowu nadaje odpowiednią moc. Można by powiedzieć, że wszystkie jej dźwięki są zależne od słów. Wciąż zbyt mało rozumiem z przepięknej poezji, którą wykonuje, ale coraz bardziej zaczynam pojmować dlaczego w określonych momentach stosuje takie, a nie inne środki wyrazu. Nie znam nikogo, kto śpiewałby fado tak, jak Aldina, kto jednym najmniejszym dźwiękiem potrafi odnaleźć drogę prosto do serca słuchacza, do jego wrażliwości. Wiadomo, nie ma ludzi doskonałych, nie da się też każdą płytą wszystkim dogodzić, dlatego jedne nagrania Aldiny poruszają mnie bardziej, inne mniej, ale na żywo to prawdziwa mistrzyni. To głos, którego nie da się pomylić z żadnym innym, to gwałtowność, kontrasty i piękna kobieta, która śpiewa fado całą sobą. Która, nieustannie to powtarzam, JEST FADO.
Niezwykły wieczór, trudno będzie zasnąć z tymi wszystkimi dźwiękami w głowie...
16 września godz. 00:44
Zobacz także:
Lizboński pamiętnik. 1. Przelot i pierwszy wieczór
Lizboński pamiętnik. 3. Noc wrażeń w Mesa de Frades
Lizboński pamiętnik. 4. Muzyczna wielokulturowość
Lizboński pamiętnik. 5. Maria da Mouraria i pożegnanie...
Komentarze
Prześlij komentarz