Lizboński pamiętnik. 1. Przelot i pierwszy wieczór

Kiedy byłam w Lizbonie 3 lata temu, nie udało mi się zrealizować planu regularnego pisania na blogu, ani nawet zrelacjonowania tej wyprawy po powrocie do Polski. W tym roku uparłam się, że zrobię pełną relację dzień po dniu! Nie wszędzie jest internet, więc postanowiłam wrócić do starego, dobrego papieru i długopisu. Przyjechałam do Lizbony z notatnikami, które mieszczą się w każdej torebce, dzięki temu będę miała szanse zapisać wszystkie ulotne wrażenia, a później przedstawić je Wam na blogu.

14 września godz. 20:16
Lizboński pamiętnik - czas start!
Wprawdzie do Lizbony jeszcze nie doleciałam, ale portugalska muzyka już jest blisko - wystarczyło otworzyć samolotową gazetkę, żeby znaleźć artykuł o Carminho. Swoją drogą, kiedy 3 lata temu leciałam z/do Lizbony, także czytałam coś o Carminho. Dziś natknęłam się na różne opowieści o jej postrzeganiu muzyki, a przede wszystkim na informacje o nadchodzącej nowej płycie! Kto zagląda na facebookową stronę, ten zapewne już widział, że Carminho nagrywa płytę z piosenkami Jobima. Bardzo mnie to cieszy, uwielbiam jej interpretacje brazylijskich melodii. Nie mam również obaw co do brzmienia tej płyty, ponieważ w jej nagrywaniu uczestniczy Jaques Morelenbaum (znany m.in. z cudownych płyt Marizy), a także Paulo - syn i Daniel - wnuk Jobima. Jestem ciekawa co wyjdzie z tego brazylijsko-portugalskiego połączenia i niecierpliwie czekam na premierę.

15 września godz. 1:30
Lizbono - KOCHAM CIĘ! Jak ja uwielbiam tu wracać. Tym razem mieszkam w samym środku wąskich uliczek Alfamy, a fado zdaje się wylewać z każdego zakątka. Tuż pod moim oknem tawerna, a w niej wieczorami oczywiście występy pieśniarzy. Akurat głód pognał nas tam przede wszystkim na jedzenie, ale pomiędzy kęsami pysznej sałatki z ośmiornicy dotarło do mnie, że mają też całkiem dobrych pieśniarzy. Powinnam sprostować, że tawerna w zasadzie mieści się na placyku przed budynkiem, więc fado równie dobrze mogę słuchać z okna, ale jednak z bliska, przy stoliku brzmi znacznie lepiej. Dziś spiewało dwoje pieśniarzy: męski głos klasyczny, mocny, momentami przypominający brzmienie Fernando Maurício i kobiecy jasny, ciekawy, pełen światła. Oboje interesujący, a płytę pieśniarki, wystepującej jako Naná, nawet udało mi się kupić.
Klimat tego miasta jest niepowtarzalny. Wiem, że to było trochę turystyczne fado, ale gdyby w każdym turystycznym klubie były TAKIE głosy, to ja byłabym naprawdę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Jutro, a w zasadzie dziś, wyjście do Sr. Vinho i najwspanialsza Aldina Duarte!



Zobacz także:
Lizboński pamiętnik. 2. Wieczór w klubie Senhor Vinho
Lizboński pamiętnik. 3. Noc wrażeń w Mesa de Frades
Lizboński pamiętnik. 4. Muzyczna wielokulturowość
Lizboński pamiętnik. 5. Maria da Mouraria i pożegnanie


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz