Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba "Minione"

Od miesiąca wciąż nie mogę się oderwać od jednej płyty, ciągle do niej wracam, a melodie wiercą mi się w głowie i nie chcą wylecieć. Ta recenzja także prosi się od dawna o napisanie, jak żadna inna. Może część fanów Anny Marii Jopek się ze mną nie zgodzi, ale ja dziś (po wielu przesłuchaniach) nie mam najmniejszych wątpliwości: Minione to jej najlepsza płyta spośród wszystkich studyjnych nagranych dotychczas. Żałuję, że nie jest to Ani autorski album (tu numerem jeden pozostaje ID), ale wszystkie utwory brzmią tak autentycznie, że to nie ma znaczenia.

Po płytach z trzech różnych kręgów muzycznych: luzofońskiej (Sobremesa), japońskiej (Haiku) i polskiej (Polanna), Anna Maria Jopek sięgnęła po przedwojenne polskie piosenki - tanga i melodie żydowskie. Do współpracy zaprosiła Gonzalo Rubalcabę, wspaniałego kubańskiego pianistę jazzowego. Właściwie już sam ten opis powinien zachęcić do sięgnięcia po Minione, bo skoro Ania bierze się za taki materiał i zaprasza do współpracy tak charakterystycznego pianistę, to musi być dobrze. Miałam nadzieję, że ta płyta zatrze moje negatywne wrażenia wywołane Polanną (na której również pojawia się Gonzalo Rubalcaba) i, że tym razem artyści stworzą spójną, przejmującą całość. Nikogo nie zaskoczy na pewno, że dokładnie stało się tak, jak sobie życzyłam, ale ta muzyka jest czymś więcej, niż tylko "płytą, której oczekiwałam".

Moje zainteresowanie Anną Marią Jopek pojawiło się późno, dopiero przy płycie ID i im lepiej poznawałam jej twórczość, tym wyraźniej pojmowałam, że najbardziej lubię ją nie za to, co znajduje się na płytach, a za to, co robi na koncertach. Bo podczas występów pokazuje kompletnie inne oblicze: szalone, ekspresyjne i niezwykle emocjonalne. Studio zawsze tę spontaniczność gasiło - mniej lub bardziej. A tu nagle pojawia się płyta Minione i ściska mi gardło... zupełnie, od pierwszego utworu - Twe usta kłamią. Dziwne, bo to wcale nie taka Ania, jaką lubiłam najbardziej - nie ma tu wokalnych szaleństw, krzyków i wypruwania się.

W takim razie co powoduje, że nawet przy dziesiątym przesłuchaniu, ta płyta jest wciąż jest tak samo przejmująca? Interpretacje Anny Marii Jopek nigdy nie były tak głębokie i przemyślane. Każde słowo ma tutaj inny kolor, moc i niesie w sobie szczere emocje. Nie ma nawet sekundy obojętności i przypadkowości. Każdy dźwięk ma swoje znaczenie. Budzi to mój podziw także dlatego, że nagranie robione było prawie na tzw. "setkę" i na każdym kroku czuję, jak przenikają się wrażliwości tych artystów. Minione to płyta delikatna, ale tylko pozornie. Ani udała się trudna sztuka wyśpiewania cicho, niemal szepcząc do ucha, największego smutku i rozrywających emocji.
Bez końca mogłabym słuchać jej frazowania - szalenie świadomego i bliskiego myśleniu instrumentalnemu. To nie jest przypadkowy zbiór dźwięków, zwykłe piosenki, każda fraza do czegoś dąży, rozwija się, niknie...

Za tą precyzją i muzycznym wyczuciem doskonale podąża Gonzalo Rubalcaba (choć właściwie sama nie wiem, kto tu dowodzi, tak bardzo splatają się ze sobą te muzyczne indywidualności) i jego trio: Armando Gola na basie i Ernesto Simpson na perkusji. Polskie melodie ludowe na płycie Polanna, to moim zdaniem zupełnie nie była muzyka, którą Rubalcaba czuł, ale polskie tanga? To zupełnie inna historia. Jego poszarpana fraza, wyrazisty rytm i jazzowe improwizacje cudownie przeplatają się z melodiami tych utworów. Istotny dla brzmienia całości jest tu również basista, któremu w wielu miejscach powierzono niepokojące, interesujące partie melodyczne. Najbardziej kubańskiego koloru nadaje perkusista, choć trzeba przyznać, że jest on bardzo subtelny.

Jak w takim razie brzmi płyta Minione? Tanga i żydowskie melodie, wykonane przez Kubańczyków i Polkę... to z pewnością nie jest muzyka taneczna, a raczej refleksyjna i szalenie zmysłowa. Wszystkich, którzy kochają słoneczne i radosne brzmienia od razu uprzedzam: jest to płyta potwornie smutna, bez ani odrobiny światła, nadziei, może z kilkoma pozytywnymi dźwiękami. Dla mnie oczywiście stanowi to prawdopodobnie jej największą zaletę. Wyróżnia się ciemnym, ciepłym brzmieniem, podobnym dla wszystkich utworów. Interpretacje są jednak tak wzruszające i różnorodne, że nie ma nawet chwili na nudę. Trudno mi wybrać jedną ukochaną piosenkę, ale chyba najczęściej wracam do ciekawego muzycznie Nie wierzę ci i pięknego Pokoiku na Hożej. Na uwagę zasługuje również cudowny aranż Besame Mucho, w którym Ania jedynie mruczy znaną melodię, będąc zupełnym tłem dla tria Gonzalo Rubalcaby. 

Odnoszę wrażenie, że zupełnie nie jest to płyta robiona "pod słuchacza" - gdzie coś trzeba zmienić, bo się lepiej sprzeda, bardziej spodoba. Po tylu latach kariery, Anna Maria może sobie pozwolić na nagrywanie takich płyt, jakie chce, jestem pewna, że fani jej nie opuszczą, a być może pojawią się nowi. Minione, obok Haiku, jest najbardziej ambitnym i dojrzałym projektem Anny Marii Jopek, a także najmniej popowym - co również mnie cieszy. Wiem, że Ania ma głowę pełną pomysłów i zaproponuje słuchaczom jeszcze wiele różnorodnych stylistycznie płyt. Czekam i trzymam mocno kciuki, jak zawsze!

Trasa koncertowa z triem Gonzalo Rubalcaby w Polsce rusza już pod koniec marca, warto zajrzeć: http://www.annamariajopek.pl/pl/koncerty.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz