Carla Pires na Festiwalu Nowa Tradycja

Carla Pires
Foto: Grzegorz Śledź/PR2, zdjęcie pochodzi ze strony Polskiego Radia

W Warszawie zakończył się 20. Festiwal Folkowy Polskiego Radia "Nowa Tradycja". Przez kilka dni Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego rozbrzmiewało muzyką z różnych rejonów świata. W tym roku nareszcie udało mi się dotrzeć na festiwal, wprawdzie tylko na jeden koncert, ale za to jaki!

Carlą Pires interesowałam się od dawna, ale nigdy nie miałam okazji usłyszeć jej na żywo. Mimo że płyty studyjne mnie nie porywały, czułam, że to pieśniarka z dużym potencjałem. Szłam na koncert licząc na pozytywne doznania, lecz nie spodziewałam się, że będzie to tak genialny występ!

Od samego początku interpretacje Carli przykuwały moją uwagę, zapomniałam o całym świecie i nie istniało dla mnie nic, poza muzyką. Podczas tego koncertu niezwykle ważne było także słowo – Carla śpiewa z fantastyczną dykcją i niesamowicie sugestywnie, trudno nie wciągnąć się w jej opowieści, nawet jeśli się ich nie rozumie. Nie zachwyciłaby mnie jednak tak bardzo, gdyby nie jej głos – ekspresyjny, zmienny. Carla, jak żadna inna pieśniarka fado potrafi bawić się ciszą, prawie szeptanymi dźwiękami, czasem zupełnie słodkimi i delikatnymi. Ale to nie jedyny jej kolor, bo po chwili ta subtelność kontrastuje z głębokim, ciemnym i rozdzierająco przejmującym brzmieniem kulminacji. Co ciekawe, nie mamy do czynienia z pieśniarką, która swoim głosem wwierca się w głowę, ona nie rozśpiewuje się na długo. Odnoszę wrażenie, że kontrasty barwy i ekspresji wykorzystuje przede wszystkim do jak najbardziej sugestywnego zinterpretowaniu tekstu. Sztuczki wokalne schodzą tu zdecydowanie na drugi plan. Carla śpiewa całą sobą – jej smutek nigdy nie jest połowiczny, jej radość jest absolutna i pełna światła. 

Na repertuar koncertu złożyły się utwory z najnowszej płyty pieśniarki, ale także sporo tradycyjnych melodii fado (m. in. fantastyczne wykonanie na bis mojego ukochanego Fado Menor). Z radością rozpoznałam również przeboje Carlosa do Carmo – Lisboa menina e moça czy Cacilheiro. Carla Pires nie trzyma się sztywno tradycji, zgrabnie łączy fado z innymi gatunkami. Słychać to np. na płycie Aqui, właśnie za sprawą dwóch utworów z tego albumu – Há samba nas colinas de Lisboa i Tango quase fado, można było usłyszeć odrobinę bossa novy i tanga. Miłym zaskoczeniem było też pojawienie się piosenki Mãe Negra Paulo de Carvalho. Zauroczył mnie aranż, jaki przygotowali artyści.

Byłam na wielu koncertach fado, słyszałam różne świetne pieśniarki, ale chyba nigdy nie byłam na fado tak doskonałym od strony instrumentalnej. Z Carlą wystąpiło trzech wirtuozów: Bruno Mira grający na gitarze portugalskiej, André Santos na gitarze klasycznej i Paulo Neves (choć tu nie jestem pewna nazwiska) na basie. Potwornie mi głupio, że nigdy wcześniej tych muzyków nie słyszałam, bo grają niesamowicie. Gitarzysta portugalski cudownie bawił się barwą i artykulacją, grał z ogromną lekkością, precyzją i doskonale reagował na gesty pieśniarki. Gitarzysta klasyczny i basista zaprezentowali rewelacyjne jazzujące solówki w Mãe Negra. To muzycy bardzo dobrze odnajdujący się w fado (czego dowodem mogła być świetna guitarrada), jak i w innych gatunkach. Mam nadzieję, że jeszcze niejeden raz ich usłyszę!

Zdecydowanie lubię takie fado, bez blichtru, sztucznych zabaw z publicznością i zapowiedzi dłuższych od samych piosenek. Kolejny raz przekonałam się, że jeśli ktoś jest na scenie autentyczny i daje z siebie wszystko, kontakt z publicznością tworzy się sam. Były krzyki, owacje na stojąco i ja także szalałam z tej cudownej fadowej mieszanki radości i wzruszenia. Dziękuję artystom i organizatorom, że przywieźli trochę najprawdziwszej Lizbony do Warszawy. Znów zatęskniłam za Portugalią...

Komentarze

  1. Oj, piękny wpis. Żałuję, że nie było mi dane usłyszeć Carli ponownie. W pamięci pozostaje mi spotkanie w Lizbonie, gdy wszystkim znajomym na żywo i przez telefon oznajmiała, że ktoś z jakiejś Polski dał jej trzy płyty do podpisania. Cieszę się, że tym razem miała większą polską publiczność :)
    KAT

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz