Eurowizja 2017 - triumf muzyki i emocji

Eurowizja zawsze była dla mnie symbolem muzycznego kiczu. Można ją było oglądać, żeby się pośmiać albo załamać, żadnego innego celu. Wszystkie piosenki wyróżniające się, choćby odrobinę inne, przepadały niezauważone. Niewątpliwie zmieniło się to w zeszłym roku - nigdy bym się nie przypuszczała, że 1944 Jamali może wygrać tak kiczowaty konkurs, a jednak się udało. Wierzę, że to dzięki muzyce, a nie względom politycznym.

W tym roku miałam jednego faworyta od bardzo dawna. Salvador Sobral zachwycił mnie już, jak wygrał krajowe eliminacje. Słuchałam go z rozrzewnieniem, myśląc, że pewnie nawet nie przejdzie do finału. I nagle szok, bo okazuje się, że nie tylko ja uległam urokowi Amar pelos dois i piosenka kompletnie antyeurowizyjna ląduje na pierwszym miejscu z ogromną przewagą! 


Luisa Sobral i Salvador Sobral, źródło: rmf24.pl


Wygrana Portugalii
to sygnał, że ludzie potrzebują prawdziwej, emocjonalnej muzyki. Może już pora skończyć z błyskotkami, fajerwerkami, kiepskimi układami tanecznymi i ogólnym umpa-umpa? W tym roku na Eurowizji triumfuje chłopak w za dużym garniturze, który stoi na małej scence i śpiewa całym wcale niełatwy kawałek. Poza tym nie dzieje się nic. Nie ma wizualizacji, półnagich tancerek i innych bajerów. Jakby tego było mało, wokalista śpiewa w swoim ojczystym języku, niezrozumiałym dla większości Europejczyków. Ani słowa po angielsku, a przekaz przecież tak czytelny... 

Jeśli jeszcze dla kogoś nie jest to ważne wydarzenie w muzyce rozrywkowej, to dodam, że mamy do czynienia z piosenką bez perkusji - tylko same smyczki i fortepian. Da się, jednak nie potrzeba bitu, do którego każdy będzie tupać nóżką. A co dla mnie jeszcze istotne, Amar pelos dois zostało napisane przez jedną osobę (taka rzadkość na tym konkursie!), siostrę Salvadora - Luisę Sobral, o której kiedyś pisałam na blogu tutaj.
Podsumowując: piosenka ta ma wszystkie możliwe cechy, które nie powinny dać jej wygranej! :-) 

Kompozycja bez wątpienia jest świetna, myślę jednak, że nie zrobiłaby takiej furory, gdyby nie cudowne wykonanie Salvadora Sobrala. Za każdym razem śpiewał inaczej, zawsze bardzo szczerze, autentycznie. Opowiadał swoją historię z głębi serca, a doskonały warsztat sprawiał, że nic nie stanowiło przeszkody w pokazaniu tych wszystkich emocji.

Cieszę się, że niemożliwa wygrana okazała się możliwa. Cieszę się, że ludzie jeszcze potrzebują MUZYKI i PIOSENEK. Tak po prostu.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz