Kapela Maliszów na Festiwalu Ogrody Dźwięków w Katowicach

To był tydzień bardzo intensywny koncertowo - we wtorek Chick Corea i Bobby McFerrin w Bielsku-Białej, w czwartek genialne wykonanie II Symfonii Mahlera w Sali Koncertowej NOSPR, a wczoraj... Kapela Maliszów. Cieszę się, że miałam okazję usłyszeć tyle różnorodnych dźwięków w najlepszych wykonaniach, w ciągu zaledwie kilku dni. Do wczoraj zbierałam się do napisania o koncercie Corea/McFerrin, ale o geniuszu tych muzyków wiemy wszyscy - taki wpis zwiększyłby z pewnością ilość wyświetleń bloga, bo tak naprawdę wszyscy lubimy czytać o wykonawcach i muzyce, którą dobrze znamy. Jednak chyba nie o to mi tutaj chodzi... Wczorajszy koncert Kapeli Maliszów uświadomił mi, że to właśnie im koniecznie należy się wpis na blogu, dlatego że pewnie ich nie znacie, a to moim zdaniem najwspanialsze zjawisko na polskiej scenie folkowej w ostatnich latach. Jeśli choć trochę mogę przyczynić się do zwiększenia ich popularności, do tego, że może ktoś nowy sięgnie po ich pierwszą płytę, muszę to zrobić! Nie zamierzam jakkolwiek porównywać i wartościować tych trzech koncertów z ostatniego tygodnia, każdy był na swój sposób genialny, ale to Kapela Maliszów będzie bohaterem dzisiejszego wpisu.

Na wczorajszy koncert, który otwierał katowicki festiwal muzyki świata Ogrody Dźwięków nie poszłam przypadkowo. Kapelę Maliszów usłyszałam pierwszy raz rok temu, podczas koncertu poświęconego muzyce polskiej, w ramach Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. To było największe zaskoczenie i objawienie wieczoru. Wczoraj zabrzmieli jeszcze lepiej. Kapela Maliszów jest zespołem rodzinnym: na basach, gitarze, lirze korbowej, akordeonie gra Jan Malisz - ojciec, śpiewa i gra na bębnach Zuzanna Malisz - córka, a na skrzypcach i moraharpie Kacper Malisz - syn. Pochodzą z Męciny Małej w Beskidzie Niskim, opracowują głównie tradycyjną muzykę ze swojego regionu, ale piszą także własne kompozycje inspirowane polskim folklorem. Mając takie tradycyjne instrumenty w zespole, mogliby grać zupełnie zwyczajnie i niczym nie wyróżniać się pośród pozostałych zespołów folkowych. Ale ja nie wiem, czy to rzeczywiście jest folk... to muzycy, którzy poszukują czegoś więcej, którzy nie pozwolą zamknąć się w żadne "szufladki" gatunków. Tak było od pierwszych dźwięków koncertu, pojawiły się tradycyjne rytmiczne dźwięki bębnów, synkopujące basy, a ten pozornie prosty podkład muzyczny oplatały skrzypce Kacpra Malisza. Takie już jest moje "zboczenie zawodowe", że jeśli w zespole są skrzypce, zawsze na nie najbardziej zwracam uwagę. Jednak w przypadku Kapeli Maliszów nie dzieje się tak tylko dlatego, że to skrzypce. Kacper Malisz ma zaledwie 16 lat, a gra z wirtuozerią godną doświadczonego, dorosłego muzyka. W genialny sposób miesza polskie wpływy ludowe (głównie góralskie, choć nie tylko) z irlandzkimi, żydowskimi, a przede wszystkim jazzowymi. Poszukuje różnych barw dźwięku i sposobów jego wydobycia, a do tego może pochwalić się świetną biegłością i bardzo dobrą techniką. Jego improwizacje są fascynujące, lubię zastanawiać się co nowego za chwilę wymyśli, by przełamać prostotę melodii, lubię lekkość i swobodę z jaką to robi. Nie ukrywam, że najbardziej podobają mi się te jazzowe wpływy w jego improwizacjach, myślę, że one też w dużej mierze decydują o wyjątkowym brzmieniu całego zespołu. Kacper Malisz udowadnia, że jazz i muzyka ludowa są sobie tak niesamowicie bliskie, a wręcz można zacierać granice między tymi gatunkami i to jest najpiękniejsze.
Silnych muzycznych emocji dostarcza też 12-letnia Zuzia Malisz, jej bębny utrzymują pulsujący charakter muzyki Maliszów, dialogują ze skrzypcami i basami. Jednak to, co najbardziej urzeka, to jej śpiew, niezwykle naturalny, bez maniery, bez barier, przejmujący i szczery. Mam nadzieję, że Zuzia dalej będzie śpiewać i rozwijać się. Jest bardzo młoda, z zainteresowaniem będę śledzić to, co robi i trzymam za nią mocno kciuki.
Tych dwoje młodych wyraźnie trzyma w ryzach ojciec - Jan Malisz. To on w kapeli wydaje się "strażnikiem" tradycji, jego gra i śpiew najbliższe są ludowym przyśpiewkom; dodaje zespołowi pewnej surowości, "nieoszlifowanej" wirtuozerii.

Ich koncert wciągał, przykuwał uwagę od pierwszej do ostatniej minuty. Każdą, nawet najprostszą melodię potrafią rozbudować tak ciekawie, że odpływam razem z nimi, daję się poprowadzić dźwiękom, chłonę ich energię.
Po koncercie od razu włączyłam świeżo kupioną ich pierwszą płytę i z radością stwierdziłam, że udało im się do studia przenieść to, co pokazują na koncertach. Czuję, że "Mazurki niepojęte" będą jedną z tych płyt, do których bardzo często zechcę wracać. To muzyka, której chce się słuchać, która wywołuje uśmiech do twarzy, prowokuje to tańca, ale nie ma w sobie nic nachalnego. Kapela Maliszów tworzy brzmienie pełne światła, lekkości, wirtuozerii i zgadzam się z Kubą Borysiakiem z Polskiego Radia, który w tekście dołączonym do płyty twierdzi, że jedynym ich ograniczeniem jest wyobraźnia. A przecież wyobraźnia, jeśli tylko zechcemy, może nie mieć właściwie żadnych granic ;)

Polecam Wam Kapelę Maliszów, ich koncerty, płytę - jeśli szukacie muzyki autentycznej, świeżej, ale z ogromnym szacunkiem dla tradycji, znajdziecie ją u nich.

Mała próbka ich umiejętności:


Od lewej: Zuzanna Malisz, Jan Malisz, Kacper Malisz

Okładka płyty "Mazurki niepojęte"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz