Dzięki za wszystko, Dolores!


Od dawna planowałam wpis o zespole The Cranberries, a zwłaszcza o ich dwóch pierwszych płytach (Everybody else is doing it, so why can't we? i No need to argue), które uwielbiam. Nie sądziłam jednak, że powstanie on w takich okolicznościach. Wczoraj zmarła Dolores O’Riordan, tak strasznie nagle i młodo. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, jest mi potwornie smutno. Czuję ogromną potrzebę, by napisać o tym, jak bardzo jej teksty i w ogóle piosenki Cranberries były dla mnie ważne, kiedy miałam kilkanaście lat. Dziś już chyba nie podchodzę do treści piosenek tak emocjonalnie, ale kiedyś? Kiedyś notorycznie szukałam tekstów, które pasowałyby do mojego życia. Utożsamiałam się z ich bohaterami. Czułam szczególną więź z niektórymi twórcami. Dolores była jedną z takich postaci. 

Wszystko zaczęło się w gimnazjum. Na początek kupiłam składankę Stars, żeby sprawdzić, wybadać, czy ich muzyka do mnie trafia. Trochę było w tym wszystkim lansu - patrzcie, słucham rocka! No cóż, po latach wcale nie te rockowe elementy doceniam u Cranberries najbardziej, ale niewątpliwie wtedy zaczęła się moja miłość. Potrafiłam całe przerwy między lekcjami spędzić na słuchaniu ich muzyki. Brałam discmana, słuchawki i zatapiałam się w swoim świecie. Nie, nie byłam za bardzo towarzyską nastolatką… albo inaczej: miałam swoje pokrętne priorytety, muzykę stawiałam przed ludźmi. 

Zachwyciłam się głosem Dolores, jej nadzwyczajną emocjonalnością. Niestety trafiłam na jakiś wyjątkowo zły moment w Polsce, jeśli chodzi o sprzedaż ich płyt. Poza wspomnianą składanką, w popularnych sklepach nie dało się dostać żadnego innego krążka. A ja, po analizie piosenek, wiedziałam już, że muszę mieć Everybody else is doing it, so why can't we?, No need to argue, i To the faithful departed. W końcu udało mi się je zamówić w małym sklepiku na Żoliborzu. Czekałam kilka tygodni, wydałam sporo pieniędzy, więc kiedy wreszcie płyty do mnie dotarły, czułam się, jakbym trzymała w rękach skarb! 


I zaczęło się, trzy nowe płyty nie opuszczały odtwarzacza. Pierwsze doceniłam No need to argue - to dla mnie jeden z najważniejszych albumów tamtego okresu. Nie jest to jeszcze do końca rockowe Cranberries. Tak naprawdę poza I can’t be with you, Zombie i Ridiculous thoughts ta płyta do raczej dobry pop, dominują zresztą ballady. Dolores na No need to argue snuje bardzo osobistą historię o sobie, rodzinie (Ode to my family) czy współczesnym świecie, który obserwowała bardzo wnikliwie i emocjonalnie. Dlaczego tak się zakochałam w tych jej historiach? To nie jest skomplikowana i bardzo wyszukana poezja, ale teksty te zostały napisane przez młodą, niezwykle wrażliwą dziewczynę. Czułam, że moje rozedrgane i rozemocjonowane życie - bądźmy szczerzy, mając naście lat wszystko wyolbrzymiamy i przeżywamy podwójnie - splata się z opowieściami Dolores. Te piosenki zarówno podnosiły mnie na duchu, jak i utwierdzały w chwilowym nieszczęściu, bo zawsze lubiłam trochę dobić się muzyką ;) Niewątpliwie były bardzo, bardzo mi bliskie. 
Wałkowałam przepiękne Empty, Twenty one, No need to argue, ale zawsze największe wrażenie robił na mnie Daffodil lament. To chyba w ogóle moja ukochana piosenka Cranberries - ma genialną konstrukcję, świetny aranż i skrajny, mocny wokal Dolores. 

Do Everybody else is doing it, so why can't we? dojrzewałam dłużej, ale z czasem zrozumiałam, że żadna płyta Cranberries nie ma tak fantastycznego klimatu, jak ta. Choć została wydana na samym początku lat 90., osadzona jest jeszcze w brzmieniu lat 80. Jednak artystom zdecydowanie bliżej do łagodności Cocteau Twins i in. artystów wytwórni 4AD, niż do popularnych elektronicznych potworków tamtych czasów. Pamiętam, że przez kilka lat otwierającą płytę piękną piosenkę I still do, wybierałam do sprawdzania możliwości nowych słuchawek. Wiele z nich nie radziło sobie z tym specyficznym pogłosem i rozmyciem brzmienia, wokal kompletnie znikał. A Cranberries bez głosu Dolores… pewnie nigdy nie zyskałoby takiej popularności. 
Everybody else is doing it, so why can't we? jest najbardziej spójną płytą zespołu. Bardzo dużo słuchałam jej w całości. Pojedyncze piosenki także wybierałam, ale gdybym miała wypisać te ulubione… musiałabym chyba wybrać wszystkie z płyty. 

W tamtych szkolnych czasach zasłuchiwałam się także w bardzo odmiennej od dwóch wcześniejszych płycie To the faithful departed. Ta fascynacja nie przetrwała jednak próby czasu, wiele piosenek dziś mnie po prostu wkurza. Jednak nie wszystkie - np. Bosnia wciąż porusza mnie tak samo mocno. 

Dolores miała niezwykle charakterystyczny głos - ostry i nieprzyjemny, przenikliwy, a jednocześnie tak fascynujący. Mało pisała wesołych piosenek, najbardziej autentycznie brzmiała w tych “małych miłosnych tragediach” i wszelkich tekstach zaangażowanych społecznie. Potrafiła prosto, ale trafnie opowiadać o rozstaniu, bólu i cierpieniu. 
Nie zostałam nigdy absolutną fanką ani Cranberries, ani solowych dokonań Dolores O’Riordan, ale te pierwsze płyty to kawał świetnej muzyki, do której nadal lubię wracać. Najistotniejsze jest jednak to, że głos Dolores towarzyszył mi w burzliwym okresie dorastania, kiedy wiele rzeczy się we mnie kształtowało. Dlatego tak przeżywam jej śmierć i dlatego musiałam stworzyć ten wpis.

Źródło: Wikimedia Commons

Komentarze

  1. Jej głos od pierwszego usłyszenia ("Salvation" albo "Zombie") mi się podobał. Widziałem zespół na żywo w maju i - trochę szkoda - rozczarował mnie. Po jej śmierci zacząłem patrzeć na jej występ inaczej - że może wypadła, jakby nie miała siły, bo rzeczywiście psychicznie była w poważnym dołku.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz