Muzyka, do której chce się wracać - Ola Jas EP

Pisanie o płytach młodych i zdolnych debiutantów to zawsze ogromna przyjemność. Zwłaszcza, że tak naprawdę muzyk, który wydaje swoją pierwszą płytę, wcale debiutantem nie jest – zwykle ma za sobą lata kształcenia się, poszerzania muzycznych horyzontów i poszukiwania swojego brzmienia. Często obserwuję tę drogę lub chociaż jej kawałek i może dlatego te pierwsze płyty sprawiają mi taką radość. Dokładnie tak było w przypadku bohaterki mojego dzisiejszego wpisu – Oli Jas. Jest ona nie tylko wokalistką, ale także skrzypaczką, a na najnowszej EP-ce ujawnia swój talent piosenkopisarski. Ukończyła Policealne Studium Jazzu w Warszawie i jako liderka występowała w folkowo-jazzowym zespole Poleńka, z którym zagrała m.in. na Festiwalu Nowa Tradycja czy Mikołajkach Folkowych. Jednak jej solowe i autorskie dokonania to... zupełnie inna historia. EP-ka będąca zapowiedzią pełnej płyty, która – mam nadzieję – ukaże się już niebawem, to mieszanka jazzu, world music i wyraźnych wpływów luzofońskich. Nie bez powodu więc producentem płyty został portugalski muzyk mieszkający w Polsce – João de Sousa. Artyści stworzyli razem brzmienie pełne ciepłych, energetycznych dźwięków i myślę, że proponują coś świeżego i nowego na polskiej scenie muzycznej.

Dla mnie ta płyta to przede wszystkim pięć świetnie napisanych i zaaranżowanych piosenek. Do czterech z nich Ola Jas sama napisała teksty i muzykę, co sprawia, że mamy do czynienia z bardzo osobistą opowieścią. Każdy utwór urzeka mnie trafną i przemyślaną konstrukcją. Okazuje się, że można stworzyć piosenki z wyszukaną melodią i niebanalną harmonią, które jednocześnie momentalnie wpadają w ucho – przypuszczam, że dobrze odnajdą się na antenach radiowych. Oli udało się połączenie artystycznych ambicji i piosenkowej łatwości, a wiadomo, że wcale nie jest to łatwe.

Z każdym przesłuchaniem wynajduję na tej EP-ce nowe elementy, zmieniają się też moje wybory ulubionych piosenek. Niewątpliwie klimat budują już pierwsze dźwięki Nadziei, która świetnie otwiera płytę – wyraźny kontrabas z perkusją, a później niski, odrobinę przyczajony głos Oli. Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z wokalistką o niemałym temperamencie i muzykami, którzy dobrze to wyczuwają. Ten nastrój przejmuje piosenka Mnie Nie Ma – chyba najbardziej taneczny i hitowy kawałek z płyty. We mnie jednak największe emocje wywołują dwa następne utwory.

Wiosenny Śnieg zachwycił mnie już przy pierwszym słuchaniu, bo to jedna z najpiękniejszych ballad, z jakimi ostatnio miałam do czynienia. Jest coś w tej melodii cudownie staroświeckiego i polskiego, co jeszcze mocniej podkreśla zresztą poetycki tekst, malujący tak dobrze znane nam krajobrazy. Doskonale zaaranżowana przez skrzypaczkę (Dorotę Pindur) partia kwartetu, gitara João de Sousy i improwizacje trębacza Dominika Gawrońskiego pięknie współgrają z altowym, spokojnym wokalem Oli.

Mojej Małej nie doceniłam od razu, ale im częściej wracam do tej piosenki, tym mocniej na mnie oddziałuje. Z pewnością dzieje się tak z powodu przejmującej opowieści, którą przedstawia tu Ola, ale myślę, że te emocje wywołuje przede wszystkim interpretacja. Właśnie w tym utworze Ola wydaje się najbardziej autentyczna, każdy dźwięk jest nasycony szczerym przeżyciem. Uważny słuchacz wyłapie zresztą w tej piosence również drugi wokal – szkoda, że João pojawił się na tak krótko, ale innego duetu artystów, który być może znajdzie się na pełnej płycie Oli, możecie posłuchać na youtube: Samba po utracie

Płytę zamyka jedyny nienapisany przez Olę utwór – Nie Mów Nic z repertuaru Czerwonych Gitar. Kameralna instrumentacja – tylko gitara João i kwartet smyczkowy – wprowadza wyciszenie po wcześniejszych energetycznych brzmieniach. Wspominałam o temperamencie Oli, bo to on najmocniej uwidacznia się na tej płycie, ale mam wrażenie, że takie stonowane ballady to jej prawdziwy żywioł.

Mimo że teksty są dla mnie zawsze tłem muzyki, byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie poświęciła im trochę miejsca, bo to co tworzy Ola jest warte uwagi. Jej teksty są poetyckie, ale nie w nadmierny czy pretensjonalny sposób. Znów – podobnie jak w przypadku muzycznych proporcji w piosenkach – dobrze wyczuwa ten idealny punkt. Tworzy historie, których chce się słuchać (więcej, więcej!), w które się wierzy. Słucha się ich także za sprawą jej ciekawego głosu – bardzo niskiego i ciepłego w dolnych rejestrach, a dużo jaśniejszego i ostrzejszego w górnych. Podoba mi się spokój w jej głosie i różnorodność barw. Choć... czuję pewien niedosyt, mam wrażenie, że na żywo lub na kolejnych nagraniach Ola mogłaby pokazać jeszcze więcej za pomocą swojego pięknego wokalu.

EP-ka Oli Jas to jeden z tych krążków, który lubi się coraz bardziej z każdym kolejnym przesłuchaniem. Czasem zachwycam się czymś od razu, a potem taką płytę odstawiam na półkę. Okazuje się, że wraz z pierwszym zachwytem wszystko zostało odkryte. Do piosenek Oli Jas dojrzewałam, musiało minąć trochę czasu, bym wyłapała niektóre niuasne i w pełni je doceniła. Takie płyty zostają ze mną na dłużej – chcę wracać do tej muzyki.

Gorąco polecam Wam EP-kę Oli Jas, a kiedy już jej posłuchacie, koniecznie wpadnijcie na koncert: Ola Jas wraz z zespołem premierowo zaprezentuje się w warszawskiej Harendzie 31 stycznia! Szczegóły w wydarzeniu na facebooku: OLA JAS Koncert Premierowy w Harendzie

Premiera 12 stycznia 2018

Komentarze

  1. Też w swoim życiu mam takie piosenki do których lubię wracać zawsze jak mam tak zwanego doła.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda - aby wydać płytę trzeba mieć nie tylko talent, ale i warsztat czy odpowiednie środki finansowe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo mam piosenek do których wracam. bardzo lubię różną muzykę. słucham co dzień i nie wyobrażam sobie inaczej

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to mówią muzyka łagodzi obyczaje. Jest tyle gatunków, że każdy coś dla siebie może znaleźć. Ja od czasu do czasu jeśli tylko mam możliwość, wybrać się na jakiś ciekawy koncert. Sprawdzałem na https://teatrszekspirowski.pl/wydarzenia-gts/koncerty/ czy coś ciekawego się tam teraz dzieje, to będą w sumie w niedługim czasie trzy koncerty. Chciałbym pójść na ten pierwszy w grudniu co będzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja kocham każdą muzykę i słucham, jeśli tylko mam okazję. Będzie to teraz jeszcze bardziej umożliwione dzięki głośnikowi przenośnemu, który zamówiłabym sobie na stronie https://www.oleole.pl/glosniki-przenosne,_ultimate-ears.bhtml Koniecznie musicie sprawdzić ofertę, bo taki głośnik to też świetny pomysł na prezent.

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznać ze zakochałem się w tej muzyce..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Historia jednej płyty odc. 1 - Sade "Promise"

Podróż w świat ciemnych emocji [„Tango” Yasmin Levy w NOSPR]

Edyta Bartosiewicz