Chopin inaczej [Natalia Kukulska "Czułe struny"]
Od dziecka mam słabość do instrumentalnej muzyki Chopina w wersji wokalnej. To przecież Novi Singers (pisałam o tym na blogu tutaj) pokazali mi jak brzmią dzieła naszego najbardziej znanego kompozytora, wiele z nich dopiero później połączyłam z dźwiękiem fortepianu. Nie spodziewałam się jednak, że da się z utworów Chopina zrobić zgrabne piosenki. Mimo że melodyjności im nie brakuje, trudno mi było wyobrazić sobie te wszystkie mazurki, walce, preludia, nokturny sensownie połączone z tekstem. Jak widać nie doceniłam pomysłowości i talentu Natalii Kukulskiej – jej album Czułe struny wnosi powiew świeżości do postrzegania muzyki Chopina. Zdecydowanie była to jedna z najczęściej słuchanych przeze mnie płyt w 2020 roku.
Pisałam kiedyś o tym, że często najmocniej
zakochuję się w tych krążkach, które wcale przy pierwszym przesłuchaniu nie
robią na mnie wielkiego wrażenia. Tutaj było podobnie. Twórczością Chopina
byłam wręcz katowana przez wszystkie lata szkolne. Do dziś mam w głowie
określone wykonania, pewne kanony interpretacyjne i zrozumiałam przy okazji Czułych
strun jak trudno jest mi się z nich wyrwać. To trochę inna sytuacja niż w
przypadku coverów piosenek, bo tutaj następuje przeniesienie frazy fortepianu na
ludzki głos, przełożenie melodii na słowa. Oswajałam się z tym, potrzebowałam
czasu, żeby nauczyć się słuchać tej muzyki samodzielnie, bez odniesień do Chopina.
Wtedy odkryłam, że Czułe struny są albumem pełnym pięknych piosenek. Kukulska
zabrała Chopina do świata muzyki rozrywkowej, ale zrobiła to z ogromną
delikatnością, wyczuciem, właśnie tytułową czułością. Chyba bardzo
potrzebowałam takiego „odbrązowienia” tych utworów.
Mimo że za koncepcję odpowiada Kukulska, album
ten współtworzyło wiele osób i dzięki tej współpracy całość uzyskała tak
niezwykłą formę. Chopin zaśpiewany, w dodatku z orkiestrą – to naprawdę bez
problemu mogło pójść źle. Na szczęście Natalia jest na tyle świadomą artystką,
że nie pozostawia niczego niedopracowanego. Po pierwsze zaprosiła najlepszych
aranżerów, którzy znaleźli złoty środek między nowym brzmieniem a poszanowaniem
tradycji: Krzysztofa Herdzina, Nikolę Kołodziejczyka, Jana Smoczyńskiego, Adama
Sztabę i Pawła Tomaszewskiego. Ich orkiestracje – znakomicie zagrane przez
Sinfonię Varsovię – są różnorodne, pełne kolorów i napięć, wnoszą coś innego,
nieznanego do tych tak dobrze znanych utworów. Po drugie Kukulska o napisanie
tekstów poprosiła świetne polskie wokalistki – Melę Koteluk, Gabę Kulkę,
Bovską, Kayah i Natalię Grosiak, a także dodała kilka swoich równie ciekawych.
Macie dość tych wszystkich radiowych przebojów pełnych potwornych
transakcentacji, słów pisanych jakby zupełnie do innej muzyki? Ja bardzo, między
innymi dlatego coraz mniej słucham polskiej muzyki rozrywkowej. A dziewczyny
napisały na Czułe struny teksty w taki sposób, jak gdyby te utwory nigdy
wcześniej bez nich nie istniały. Sprawia mi ogromną przyjemność słuchanie tych
kobiecych historii, kiedy nie muszę nawet na moment się wysilać, by coś
zrozumieć, wszystko brzmi cudownie naturalnie. Duża w tym również zasługa
Natalii Kukulskiej i jej fenomenalnej dykcji.
I tu pora przejść do najważniejszego, a
raczej najważniejszej. Oczywiście, kształt tej płycie nadaje każdy muzyk, każdy
kto stworzył choćby jeden dźwięk, bo to misterna układanka, w której każdy
element ma znaczenie. Nad tym wszystkim unosi się jednak głos Kukulskiej, która
na nowym albumie – bardziej niż kiedykolwiek – pokazała swoje umiejętności
wokalne. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak poradziła sobie długimi chopinowskimi
frazami (Powiem ci kiedy), z jaką precyzją porusza się w wysokich
rejestrach (Czułe struny, Zezowate szczęście) i jak bardzo
przekonująca jest w swoich interpretacjach. To nie jest łatwa muzyka do
śpiewania.
Lubię słuchać tej płyty w całości, bo
bardzo podoba mi się jej przemyślana forma – melancholijna konsekwencja w
większości utworów, a później ożywienie i rozprężenie w dwóch ostatnich
numerach. Bardzo rzadko zdarza mi się nie dosłuchać jej do końca i to nie tylko
dlatego, że trwa około 50 minut, po prostu dobrze rozłożone są tu napięcia. A
nie ma chyba nic piękniejszego niż dobrze skomponowana płyta.
Wracam też do pojedynczych piosenek, które
szczególnie mnie wzruszają. Przede wszystkim są to następujące po sobie Powiem
ci kiedy i Pod powieką – najsilniej oddziałujący na mnie emocjonalnie
fragment płyty. W pierwszym utworze Jan Smoczyński zestawił ze sobą dwa Walce
a-moll (op. 34 nr 2 i op. posth.), a wykorzystując nieoczywistą
harmonię i zmienną instrumentację sprawił, że te znane tematy nabrały nowych
kolorów. Nawet po wielu przesłuchaniach wciąż odkrywam coś jeszcze w tym
aranżu, zawsze mogę skupić się na czymś innym. A prawda jest taka, że
najmocniej moją uwagę przykuwa Kukulska w tekście Bovskiej. Wokalistka brzmi tu
niezwykle szlachetnie, dopieszcza każdy dźwięk. Delikatnie, a jednocześnie żarliwie
opowiada historię nieodwzajemnionej miłości.
Emocjonalna kulminacja następuje jednak w Pod
powieką (Preludium e-moll op. 28 nr 4). Wyjątkowo w tym utworze
najpierw zainteresował mnie tekst – Kayah poruszyła bliski mi temat. Potem
zaczęłam przyglądać się, co sprawia, że jest w tej kompozycji taka moc. Bez wątpienia
wierzę w każde słowo w interpretacji Natalii, jest szalenie autentyczna i
przekonująca. Jej głos przy takim nagromadzeniu ekspresji nabiera innych barw, staje
się głębszy, bardziej matowy. Interesujące jest również budowanie dramaturgii w
aranżacji Pawła Tomaszewskiego. Orkiestra zdaje się prowokować intensywność
wykonania Natalii lub może jest odwrotnie – te napięcia się przeplatają i
tworzą wzruszającą jedność.
Wspominałam już o tym, że lubię układ kompozycji
na tej płycie, na komentarz zasługuje jeszcze jej zakończenie. Po wyciszających
utworach (Znieczulenie i Przedsionek), które są dopełnieniem balladowego
charakteru większości albumu pojawia się jazzująca Oda do serca. Jeśli
choć trochę znacie styl Krzysztofa Herdzina, bez trudu rozpoznacie, że Mazurek
a-moll op. 68 nr 2 jest tu w jego aranżacji. To najbardziej rozrywkowy fragment
płyty i myślę, że najmocniej także ucieka on od oryginału Chopina. Piękne jest
to rozluźnienie, tak jakby artyści chcieli jeszcze w ostatnich minutach
pokazać, że tą muzyką naprawdę można się bawić, a nawet zaszaleć w improwizacji,
tak jak Herdzin na fortepianie. I widocznie ta zabawa najlepiej wychodzi w
mazurkach, bo krążek zamyka Mazurek F-dur op. 68 nr 3, czyli Zezowate
szczęście. Żartobliwy tekst Kukulskiej rewelacyjnie współgra z rytmem muzyki,
a aranżacja Sztaby błąka się także gdzieś na granicy powagi. Kończę ten album
zawsze z uśmiechem.
Czułe struny rzeczywiście
poruszają we mnie te najczulsze struny. Wszystko na tej płycie jest nadzwyczajnie
dopracowane, wymuskane, ale nie znaczy to, że słodkie. Można łączyć delikatność
z dużym temperamentem, a przede wszystkim intensywnością emocjonalnego
przekazu. Połączenie muzyki Chopina w aranżacji orkiestrowej, mądrych kobiecych
tekstów i wspaniałej dźwiękowej wrażliwości Natalii Kukulskiej sprawiło, że
powstał album wyjątkowy. Nucę sobie fragmenty, słyszę w głowie orkiestrę i
wiem, że wreszcie, po latach, trochę mi się ten Chopin odczarował.
Novi Singers to była genialna grupa wokalna i Chopin w ich wykonaniu to perełka! Kukulska jakoś mnie nie przekonała, ale ja za nią nie przepadam, choć szanuję, bo to artystka, która wciąż poszukuje. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSuper wpis! Przydatna recenzja
OdpowiedzUsuń