To
był pierwszy rok, kiedy umiarkowanie śledziłam nowości.
Nie sprawdzałam co tydzień szczegółowo radaru premier na Spotify, nie wracałam
do płyt, które nie zainteresowały mnie po pierwszych przesłuchaniu. Dałam sobie
więcej luzu, ale też czasu na powroty do muzyki z poprzednich lat. 2023 był
więc dla mnie przede wszystkim rokiem wrzucania do odtwarzacza dawno
niesłuchanych albumów. Po części dlatego rozpoczęłam też #wtorekzpłytą na
Instagramie Subiektywnie o muzyce [OBSERWUJ TUTAJ]. Co tydzień wyciągam
z półki płytę, na którą mam ochotę, i piszę o niej kilka zdań.
Czy
to znaczy, że w ogóle nie będzie nic o premierach 2023? Jasne, że będzie! Wprawdzie
już koniec stycznia, ale jak mogłabym odpuścić sobie stworzenie płytowego
podsumowania 2023 roku. Szukacie inspiracji? Jesteście ciekawi, co w tym
roku mnie zachwyciło? Chodźcie sprawdzić moje TOP 10. Na końcu znalazło się też
– jak zwykle – kilka wyróżnień.
Zapraszam
Was na podróż w różne zakątki świata!
1.
Le Cri du Caire
To
niecodzienna sytuacja, ale kiedy posłuchałam tego albumu jakoś w lutym, czułam,
że w tym roku może już nie pojawić się nic, co poruszy mnie równie mocno. Kolejne
i kolejne odtworzenia, a gardło za każdym razem ściskało się tak samo mocno.
Projekt Le Cri du Caire wyrósł z ducha egipskiej rewolucji i niesie w
sobie jej krzyk, żałobę, refleksję. Tworzy go czterech wyjątkowych muzyków:
Abdullah Miniawy – wokalista, poeta, eksperymentujący artysta i uczestnik Arabskiej
Wiosny, Peter Corser – saksofonista, Karsten Hochapfel i Erik Truffaz – trębacz.
Pierwsze, co zwraca tu uwagę, to głos. Miniawy jest jednym z najbardziej
kosmicznych wokalistów, jakiego kiedykolwiek słyszałam. Ciężko znaleźć słowa,
by opisać, jakie emocje wywołuje ta uduchowiona siła, ale też jego nadzwyczajna
technika śpiewu. Jednocześnie oddziaływanie tej płyty nie byłoby tak mocne,
gdyby nie instrumentaliści, ich kolorystyczne zestawienie i sposób gry. Dużo tu
szorstkiego, bliskiego minimal music grania, niejednokrotnie prostego
harmonicznie, transowego. Warstwa instrumentalna zdaje się jeszcze podsycać ekspresję
wokalisty. To muzyka utkana z emocji. Niejednokrotnie trudnych, trzeba mieć w
sobie przestrzeń, żeby się zmierzyć z intensywnością tego albumu. A potem dać
sobie czas na ciszę.
2.
Ricardo Ribeiro Terra Que Vale o Céu
Każda
płyta Ricardo Ribeiro to dla mnie duże wydarzenie. Utwierdzam się w
przekonaniu, że nie ma współcześnie lepszego interpretatora fado. To pieśniarz,
który wynosi wykonania tradycyjnego fado na totalnie nieziemski poziom. Jego
najnowszego albumu słucha się tak, jakby czytało się dobrą książkę. Przez
godzinę Ricardo prowadzi słuchacza spokojnym krokiem przez swoje opowieści i
udowadnia, że nie trzeba znać portugalskiego, by dać wciągnąć i porwać jego
emocjom. Ja z zafascynowaniem śledzę każdy drobny melizmat i zmiany barwy w
różnych rejestrach jego głosu. Nieustannie też podziwiam jego umiejętność
doboru repertuaru. Oprócz tradycyjnego fado sporo jest tu nowych kompozycji,
nieznacznie rozszerzających granice gatunku albo ciekawie z nim
korespondujących. Fado Ricardo Ribeiro wciąż dalekie jest od popowej miałkości
i oby to się nigdy nie zmieniło.
3.
Jeremy Dutcher Motewolonuwok
Muzyka
Jeremy’ego Dutchera jest dla mnie największym odkryciem 2023 roku. To
kanadyjski artysta, który wywodzi się z tamtejszej rdzennej ludności i czerpie
obficie z tradycyjnej kultury. Żeby było jednak ciekawiej, jest klasycznie
wykształconym tenorem, pianistą, który doskonale odnajduje się w popowej
estetyce. Czuję w jego głosie jakiś szczególnie mi bliski rodzaj drgań i
wrażliwości, coś, co słyszałam też na płytach Antony & The Johnsons czy
Jeffa Buckleya. Na najnowszym albumie Jeremy Dutcher śpiewa zarówno po
angielsku, jak i w rdzennych językach – w każdym wydaniu brzmi świetnie. Dotyka
ważnej dla niego muzycznej tradycji, ale nie wchodzi w nią głęboko, jest
kolorowym ptakiem, który nie daje się zamknąć w żadnej szufladce. Wzrusza mnie
kameralny, chłodny i w większości akustyczny klimat tego albumu, proste piękno
piosenek, ale przede wszystkim to, jak wokalista „naznacza” każdy dźwięk swoją
ekspresją i emocjami. Bardzo bym chciała, żeby ten artysta stał się znany w
Polsce!
4.
Marcin Masecki Boleros y más
Maseckim
– pianistą, aranżerem i kompozytorem – zachwycam się od dawna. Tym razem jednak
artysta postanowił ujawnić jeszcze jeden swój wielki talent – wokalny. Jak on
śpiewa! Można utonąć w jego głębokim, ciepłym głosie i dźwiękach dopieszczonych
z kompletnie niedzisiejszą precyzją. Ale ten efekt wzmacnia dodatkowo stylistyka
albumu. Dla Maseckiego dźwięki latynoamerykańskie to dźwięki dzieciństwa, bo
wychował się w Kolumbii. Na Boleros y mas muzyk wraz z klasycznym triem fortepianowym
sięgnął m.in. po ulubione meksykańskie bolera, wenezuelskie walce czy argentyńskie
tanga. Słuchając tej muzyki można odnieść wrażenie, że została nagrana co
najmniej kilkadziesiąt lat temu. Choć oczywiście w improwizacjach pojawia się
czasem typowy dla Maseckiego „twist”, zdradzający, że mamy do czynienia ze
współczesnym nagraniem. Szalenie wzrusza mnie ta retro melancholia.
5.
Milhanas De Sombra a Sombra
To
najmłodsza artystka w tym podsumowaniu i chyba w Polsce właściwie nieznana,
jedno z moich największych odkryć tego roku, jedna z płyt, do których
najczęściej wracałam. Artystyczne działania Milhanas śledziłam od momentu, gdy
pierwszy raz usłyszałam jej głos, bo nie da się go zapomnieć, nie zwrócić uwagi
na tę ciepłą, a jednocześnie szorstką barwę. Ta dziewczyna jest jednocześnie
blisko ekspresji fado i szeptanego śpiewania Billie Eilish. I taki też jest
muzycznie jej debiutancki album. Słychać tu wyraźne inspiracje fado, nieco
muzyką brazylijską, jazzem, ale to przede wszystkim nowoczesny pop. De
Sombra a Sombra jest zbiorem melodyjnych, przejmujących i doskonale
zaśpiewanych piosenek. Mam wrażenie, że Milhanas tym swoim debiutem wprowadziła
do portugalskiej muzyki dużo świeżości.
6.
Cristina Branco Mãe
Przez
wiele lat jakoś nie było mi po drodze ze stylem tej pieśniarki, aż pojawił się
ten album. Ciekawy wydał mi się już dobór instrumentów – trzeba przyznać, że
trio: gitara portugalska (Bernardo Couto), kontrabas (Bernardo Moreira),
fortepian (Luis Figueiredo) nie jest zbyt typowe… gdzie gitara klasyczna?
Fortepian przejmuje tu w wielu utworach rolę wypełnienia harmonicznego, dzięki
czemu melodie tradycyjnego fado nabierają nowego koloru. Jeśli miałabym
wyróżnić ten album za jedną rzecz, to chyba właśnie byłyby to aranżacje Fado
Tradicional [więcej o fado czytaj TUTAJ]. Ta prosta harmonicznie muzyka
zostaje rozbudowana, a jednocześnie nie ma tu jakiejś brzmieniowej rewolucji.
Także nietradycyjne kompozycje świetnie współgrają z resztą, płyta jest bardzo
spójna. A jasny, pełen świadomie dawkowanej ekspresji głos Cristiny zdaje się
błyszczeć w tej muzyce.
7.
Cécile McLorin Salvant Mélusine
Podobno
nie powinno się oceniać książek i płyt po okładce, ale tu trochę można. Bo
muzyka na nowym albumie jednej z najciekawszych współczesnych wokalistek
jazzowych jest przekorna, ostra i szalenie kolorowa. Do tego prowokuje też jej
tytuł – Meluzyna to wywodząca się z legend kobieta-wąż. Ta hybrydyczność jest
tu również odwzorowaniem różnorodności kulturowej w której wyrosła Cécile (wychowana w USA w haitańsko-francuskiej
rodzinie) i oczywiście znajduje to swoje odbicie w brzmieniu albumu. Słychać tu
głównie język francuski, czasem angielski, ale też kreolski haitański. Artystka
jak zawsze miesza różne style – jest jazzowo, musicalowo, ale nie brakuje też
nawiązań do haitańskiego folkloru czy muzyki dawnej. Jeśli dodać do tego
jeszcze niepowtarzalne brzmienie wokalu Cécile, powstaje fascynująca, w wielu
miejscach zaskakująca mieszanka.
8.
Elina Duni A Time To Remember
Są
takie płyty, których słuchanie sprawia mi szczególną przyjemność – taką słodką,
kojącą, ciepłą. Właśnie tak czuję się, obcując z głosem Eliny Duni i brzmieniem
gitary Roba Lufta. Są doskonale zgranym duetem, odnoszę wrażenie, że tych pochodzących
z Albanii i Wielkiej Brytanii artystów łączy podobna wrażliwość. A Time To
Remember to drugi album, który nagrali w kwartecie z Matthieu Michelem i
Fredem Thomasem. Znów świetnie łączą tu łagodny jazz charakterystyczny dla
wytwórni ECM z elementami folkowymi. A ja się przy tej muzyce rozpływam, otulam
się jej miękkim dźwiękiem, podążam za pięknymi melodiami. To album, który
przynosi duży spokój, ale nie nudę. Warto dać mu się pogłaskać.
9.
Sara Correia Liberdade
To
trzeci studyjny album tej pieśniarki fado, ale pierwszy, który znalazł się u
mnie w najlepszej dziesiątce. Jej niezwykle mocnym, głębokim głosem zachwyciłam
się już kilkanaście lat temu, gdy usłyszałam ją w Lizbonie, ale dopiero na Liberdade
dostrzegłam w tej artystce także świetną interpretatorkę fado. Bo trzeba
podkreślić, że na nowej płycie sporo jest fado w klasycznym brzmieniu,
jednocześnie w wielu miejscach zgrabnie unowocześnionego (chórki, elektronika).
Za produkcję ponownie odpowiada tu Diogo Clemente – to dla mnie zawsze
gwarancja, że na płycie pojawią się dobre kompozycje i takich tutaj nie
brakuje. Ale przede wszystkim na pierwszym planie jest tu Sara, jej głos i
ekspresja, siła przekazu. Myślę, że to jedna z najciekawszych pieśniarek
młodego pokolenia.
10.
Irka Zapolska Quartet Perception Of Preception
Z
radością wyłapuję na polskiej scenie jazzowej eksperymentujących artystów. Z
pewnością należy do nich Irka Zapolska. Album, który nagrała ze swoim
kwartetem, jest trudny, wymaga dużej uwagi. To muzyka gęsta od improwizacji,
chłodna, momentami mroczna. Zapolska traktuje swój głos jak instrument, ale
przykłada również dużą wagę do tekstów. Szuka treści pobudzających wyobraźnię
(np. fragmenty Alicji w Krainie Czarów), absurdalnych, oddziałuje na
różne zmysły słowem i muzyką. Bardzo jestem ciekawa, w jaką stronę twórczość
tego zespołu pójdzie dalej. Ten album zdecydowanie nie pozwala na to, by
przejść obok niego obojętnie.
Tak
prezentuje się TOP 10 2023 roku. Ale na koniec, jak zawsze,
jeszcze kilka wyróżnień, którymi pewnie Was zaskoczę, bo są tu moi
ukochani artyści, których płyty zazwyczaj trafiały do najlepszej dziesiątki…
Wyróżnienie
1:
Yumi
Ito Ysla – za poszukiwanie swojej niszy gatunkowej i wokal, dla którego
nie ma granic
Więcej
o płycie możesz przeczytać w mojej recenzji TUTAJ
Wyróżnienie
2:
Carminho
Portuguesa – za autorskie podejście do fado i ciekawe interpretacje
Wyróżnienie
3:
Dhafer
Youssef Street of Minarets – za soczysty jazzowo-etniczny mix i wspólne
granie na jednym albumie kilku jazzowych największych mistrzów
Wyróżnienie
4:
Feist
Multitudes – za nieuleganie modzie i robienie zawsze „swojej” muzyki
Świetny wpis!
OdpowiedzUsuń