Gdańsk LOTOS Siesta Festival - Dzień II - Mayra Andrade i Márcio Faraco
Zastanawialiście się kiedyś, jak może zmienić się Wasze
postrzeganie muzyki na przestrzeni 10 lat, zwłaszcza jeśli przypada
to na burzliwy czas wchodzenia w dorosłość? Mimo że nie przeszłam
żadnej gwałtownej przemiany, to widzę i czuję, że dziś słucham
wielu rzeczy inaczej. 10 lat to też dużo dla samych artystów –
inne etapy, brzmienia, dojrzewanie. Takie myśli miałam wczoraj,
obserwując zarówno siebie, jak i muzyków, których właśnie
dekadę temu ostatni raz słyszałam na żywo. To było wyjątkowe
przeżycie.
Fot. M. Buksa / Mat. prasowe organizatorów |
Popołudnie w Filharmonii Bałtyckiej rozpoczęła Mayra Andrade,
która na Gdańsk LOTOS Siesta Festival powróciła z materiałem z
nowej płyty – Manga.
Dzisiejsze brzmienie Mayry bardzo różni się od tego sprzed lat,
postawiła na mocne, elektroniczne bity i oddaliła się od wpływów
muzyki tradycyjnej. Tak, jej nowe piosenki z powodzeniem mogłyby
rozbrzmiewać w klubach (zresztą zapewne w modnych miejscach w
Lizbonie już je słychać) i podbijać listy przebojów, bo to
muzyka... absolutnie współcześnie imprezowa. Mam duży problem z
tym repertuarem, na szczęście na żywo taka muzyka nabiera nowych
barw. Choć nadal moje odczucia są mieszane.
Podczas koncertu przekonałam się,
że piosenki z Mangi
nie są złe, jednak przykrywa je zdecydowanie zbyt duża ilość
syntetycznych, agresywnych (i koszmarnie głośnych) dźwięków. I
mogłabym trochę narzekać, ale myślę, że to byłoby zbyt proste
ujęcie tematu. Słuchając Mayry od początku do końca czułam, że
ona musiała pójść w tym kierunku, żeby odnaleźć siebie w
muzyce, żeby określić swój styl. Mam wrażenie, że próby
wpisania się w kabowerdyjskie brzmienie (choć zawsze trochę
przełamane wpływami z innych rejonów świata) ją ograniczały.
Artystka dekadę temu na scenie nie miała takiej pewności, nie była
tak przekonująca. Dziś Mayra robi to, co chce, co czuje, nie
ogranicza się nawet na chwilę. Podziwiam tę jej przemianę.
Fot. M. Buksa / Mat. prasowe organizatorów |
Podobało mi się, że artyści
podczas tego koncertu pozostawili dużo miejsca na improwizacje. Było
ostro, bezkompromisowo, bez wygładzania i „uładniania”.
Pamiętam, że dawna Mayra znacznie bardziej na koncercie ograniczała
się piosenkową ramą. Teraz piosenki były tylko pretekstem do
muzycznego transu, do oddania się muzyce, popłynięcia z tym
dudniącym bitem gdzieś w nieznane. Tak było choćby w Tan
Kalakatan,
czy w zupełnie odświeżonym utworze Tunuca
z pierwszej płyty Navega.
Podobało mi się, że kiedy wpadała w wir improwizacji nie starała
się śpiewać ładnie, nie bała się chropowatości,
niedokładności, to były czyste emocje. To szaleństwo i doskonałą
zabawę muzyką słyszało się również u pozostałych muzyków.
Genialne były solowe popisy na syntezatorze, swoją niezwykłą
swobodą i wirtuozerią zachwycił mnie również gitarzysta. W ogóle
patrząc na ten zespół i słuchając ich, nawet przez chwilę nie
miałam wątpliwości, że doskonale się bawią. Radość ze
wspólnego tworzenia muzyki była wyraźna w każdej chwili. Takie
rzeczy zawsze się udzielają słuchaczom!
Fot. M. Buksa / Mat. prasowe organizatorów |
Drugi
koncert tego dnia był znacznie spokojniejszy, ale mimo to bardziej
energetyczny, niż się spodziewałam. Márcio
Faraco
przez lata był dla mnie współczesnym ideałem, jeśli chodzi o
śpiewanie bossa novy – cicho, lekko niedokładnie, niemal
szepcząc. Nie wiem, czy ktoś równie ładnie nawiązuje w swoim
sposobie śpiewania do tradycji Jobima. Tym razem jednak bardziej
podziwiałam Márcio jako gitarzystę i generalnie moją uwagę
zwracali przede wszystkim instrumentaliści.
Trudno
nie zgodzić się z zapowiedzią Marcina Kydryńskiego – muzyka
Márcio jest naprawdę plażowa. Było coś w ich brzmieniu
niesamowicie słonecznego i czułam jak sączy się do moich uszu
dobra energia. Tak działo się także za sprawą składu, jaki grał
z Márcio – mam tu na myśli zwłaszcza cudownego perkusjonistę,
Julio Gonçalvesa. Jego gra była wspaniale subtelna, a jednocześnie
dodawał wielu bardzo istotnych kolorów do każdej kompozycji.
Imponująco zaprezentował się również akordeonista, nieco inny i
młodszy od reszty zespołu. Nie wiem, na ile zagranie przez niego
utworu solowego „za karę” za zrobienie sobie selfie na scenie
było wyreżyserowane, ale efekt muzyczny się sprawdził, a to
najważniejsze. Zachwycił mnie swoją wirtuozerią i
profesjonalizmem. Cały zespół fantastycznie ze sobą dialogował –
najlepiej było to słychać pomiędzy Márcio na gitarze i basistą.
Ujęła mnie ich swoboda, lekkość i ogromne poczucie humoru. Miałam
wrażenie, że z każdą minutą koncertu są coraz bardziej swobodni
i, mimo że nie zabawiali publiczności na siłę, słuchacze także
wyraźnie dobrze się czuli. Bardzo lubię taką pozytywną atmosferę
na koncertach, która tworzy się gdzieś przy okazji i wynika z
muzyki.
Fot. M. Buksa / Mat. prasowe ogranizatorów |
Piosenki
Márcio nie są czystą bossa novą, raczej jedynie do niej nawiązują.
Artysta sięgnął jednak na koncercie po klasyczne kompozycje
Jobima. Zagrane solo z gitarą brzmiały one tak pięknie i
naturalnie, że żałowałam, że nie było ich więcej. Właśnie w
tych momentach Márcio najbardziej mnie zachwycił. Jego interpretacje
były takie niewymuszone, jakby spontanicznie wziął gitarę i
zaczął grać to, czego słuchał od urodzenia.
Odprężyłam
się na tym koncercie, dźwięki Márcio były bardzo kojące,
zwłaszcza po szalonej i ognistej Mayrze. Mimo to zabrakło mi czegoś
podczas jego występu – może momentami było już zbyt przyjemnie
i potrzebowałam przełamania.
Drugi
dzień festiwalu pozostawił w mojej głowie sporo przemyśleń i
bardzo sprzecznych odczuć. Nie umiałam się w pełni zachwycić
tymi koncertami, ale też nie mam wielu powodów, by je krytykować.
Ciekawie było znowu posłuchać Mayry Andrade i Márcio Faraco,
spojrzeć na nich z nieco innej perspektywy. Czy dziś jestem równie
blisko ich nowej twórczości? Chyba nie, ale zawsze będę wracać
do starszych nagrań tych artystów, wiąże się z nimi tyle moich
pięknych wspomnień.
Zobacz także:
Gdańsk LOTOS Siesta Festival - Dzień I - Kandace Springs
Gdańsk LOTOS Siesta Festival - Dzień III - Lucibela i Marco Rodrigues
Gdańsk LOTOS Siesta Festival - Dzień IV - Ana Moura i Selma Uamusse
Gdańsk LOTOS Siesta Festival 2019 - subiektywna zapowiedź
Zobacz także:
Gdańsk LOTOS Siesta Festival - Dzień I - Kandace Springs
Gdańsk LOTOS Siesta Festival - Dzień III - Lucibela i Marco Rodrigues
Gdańsk LOTOS Siesta Festival - Dzień IV - Ana Moura i Selma Uamusse
Gdańsk LOTOS Siesta Festival 2019 - subiektywna zapowiedź
Super artykuł, świetny zespół! A co do festiwalu dla mnie super!
OdpowiedzUsuń