Początek nowego roku to dla mnie zawsze
czas muzycznych podsumowań. Wiem, że sporo jest tego w Internecie, ale trudno. Sprawia
mi ogromną przyjemność wyszukiwanie najlepszych płyt i układanie ich określonej
kolejności. 2020 rok, mimo że dziwny i dla wielu zapewne niezbyt udany,
przyniósł sporo dobrej muzyki. Tym razem wybrałam dla Was 10 albumów, których
lubię słuchać w całości i uważam, że naprawdę warto je znać. Część z nich jest
naprawdę fantastyczna, przy niektórych zdarza mi się trochę marudzić i miejsca
od 1 do 10 to odzwierciedlają. Jak zwykle zaczynam od tych, na których nie mam
się do czego przyczepić. Pamiętacie zapewne z poprzednich podsumowań, że
zdarzało mi się także „przyznawać” wyróżnienia – będą one także tym razem. A na
koniec… bonus dla wytrwałych 😉
1.
Natalia Kukulska Czułe struny
Jeśli
czytaliście recenzję tej płyty, którą opublikowałam na blogu w ostatnich dniach
2020 roku, to pewnie nie zdziwi Was za bardzo to pierwsze miejsce. Natalia
Kukulska i ogromny zespół zdolnych artystów sprawili, że na nowo, zupełnie
inaczej spojrzałam na kompozycje Chopina. Ich wrażliwość i pomysłowość w tym
roku nie miały sobie równych. Po prostu nikt inny mnie tak nie wzruszył, a
wciąż wierzę, że w muzyce najważniejsze są emocje. Więcej na temat tego albumu
tutaj: Chopin inaczej.
Posłuchaj
fragmentu: Z wyjątkiem nas [Etiuda E-dur]
2.
Kurt Elling Secrets Are The Best Stories
Trudno
mi zrozumieć, dlaczego o tym albumie w Polsce nie jest głośno. Na takiego Kurta
czekałam kilka lat, bo najbardziej lubię go, kiedy swój głos traktuje jak
instrument. Na nowej płycie, nagranej we współpracy z fantastycznym panamskim
pianistą Danilo Pérezem, można odnaleźć m. in. kompozycje Jaco Pastoriusa, Django
Batesa czy Wayne’a Shortera, artyści uciekają więc od jazzu zamkniętego w formie
typowo piosenkowej. Do tego dochodzą intrygujące teksty napisane w większości
przez samego Kurta – poetyckie, gniewne i zaangażowane. Chyba pierwszy raz
wokalista nie śpiewa scatem, ale słowo współgra z muzyką tak nierozerwalnie, że
trudno jego głosu nie traktować jako wiodącego instrumentu. Całość jest gęsta,
niełatwa w odbiorze, ale właśnie przez to tak bardzo mnie fascynuje. To album-wyzwanie,
który ciągle ma przede mną jakieś tajemnice. Mam nadzieję, że nie niebawem moją
dłuższą recenzję Secrets Are The Best Stories będziecie mogli przeczytać
w zaprzyjaźnionym czasopiśmie!
Posłuchaj
fragmentu: Song of the Rio Grande (for Oscar and Valeria Martínez Ramírez)
3.
Mariza Mariza Canta Amália
To
pierwsza od wielu lat płyta Marizy, której z przyjemnością słucham w całości,
ale także najlepszy muzyczny hołd dla Amálii Rodrigues. Wpływy brazylijskie, które
wprowadza producent, Jaques Morelenbaum oraz fantastyczne aranżacje na
orkiestrę sprawiają, że te znane piosenki brzmią świeżo, oryginalnie i z klasą.
A sama pieśniarka fantastycznie dojrzewa, jej interpretacje są pełniejsze,
bardziej przemyślane. Nie jest to drugie Transparente, ale znów słyszę
wrażliwość i delikatność Marizy, której tak przez lata mi brakowało. Więcej o
tej płycie w mojej recenzji tutaj: Mariza opowiada Amalię.
Posłuchaj
fragmentu: Lágrima
4.
Carla Pires Cartografado
Kolejne
fado na mojej liście! Gdybym miała tę płytę Carli zestawiać z jej poprzednimi, zdecydowanie
byłaby numerem jeden. To pieśniarka, która świetnie łączy fado z innymi
gatunkami – są tu inspiracje flamenco, odrobinę muzyką brazylijską, nie brak
także utworów bliskich portugalskiemu folkowi. Przede wszystkim jednak Cartografado
jest zbiorem pięknych kompozycji, zarówno nowych (rozbudowanych harmonicznie)
jak i dawniejszych. Zawsze słucham Carli z zainteresowaniem – jej głos jest
niezwykły: mocny i głęboki w kulminacjach, a zupełnie słodki, kiedy śpiewa
cicho. Sprawia to, że jej interpretacje całkowicie mnie pochłaniają. Poza tym lubię
takie fado, uciekające od tradycji, ale subtelnie, poetycko.
Posłuchaj
fragmentu: Sei de um Silêncio
5.
Selma Uamusse Liwoningo
Jestem
wielką fanką Selmy od czasu jej występu na Siesta Festivalu. Po fantastycznej
płycie Mati niecierpliwie czekałam, co nowego nagra ta artystka. I nie
zawiodła mnie! Liwoningo jest inne niż jej debiutancki album, wydaje mi
się, że brzmieniowo bliższe afrobeatowi, ale wciąż powala niesamowitą i
autentyczną energią. Przy tej muzyce mam zawsze ochotę na taneczne szaleństwo.
Selma potrafi porwać! Nie dajcie się jednak zwieść, że do jej muzyki można
tylko tańczyć, bo na tym stosunkowo krótkim albumie znalazły się też dwie wzruszające
ballady, w których uwypuklają się wokalne umiejętności Selmy. Jedną z tych
piosenek (Song of Africa) pamiętam szczególnie z koncertu w Parlamencie,
bo artystka zaśpiewała ją publiczności niemal do ucha, stojąc wśród słuchaczy –
pisałam o tym TUTAJ. Studyjnie to brzmi równie pięknie.
Posłuchaj
fragmentu: Hoyo Hoyo
6.
Kandace Springs The Women Who Raised Me
To
kolejna artystka, którą zachwyciłam się na Siesta Festivalu, o czym pisałam TUTAJ.
I podobnie jak u Selmy – część materiału z tej płyty miałam okazję usłyszeć na
tamtym koncercie. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że Kandace planuje nagrać album
w hołdzie wielkim wokalistkom jazzowym, które ją ukształtowały. Na nowej płycie
artystka pokazuje wszystko to, co mi najbardziej zaimponowało tamtego kwietniowego
wieczoru. W standardach jazzowych Kandace zachwyca ekspresją, ale też precyzją –
to album cudownie dopracowany. Wsłuchiwanie się w każdy najdrobniejszy i
najcichszy ozdobnik zaśpiewany przez wokalistkę to zawsze fantastyczna
przygoda. Do tego to przecież równie dobra pianistka i cały album brzmi jak
wprost z małego klubu jazzowego. Tak, nie mam wątpliwości, że to dziś moja
ulubiona śpiewająca pianistka. Jestem pewna, że to będzie dobra muzyka na długie
zimowe wieczory.
Posłuchaj
fragmentu: Devil May Care
7.
Cuca Roseta Amália por Cuca Roseta
Każda
spośród płyt fado, które znalazły się w tegorocznym podsumowaniu jest zupełnie
inna, bardzo mnie cieszy ta różnorodność. Z okazji 100-lecia urodzin Amálii,
album poświęcony tej artystce zdecydowała się nagrać też Cuca Roseta. Trudno ją
porównywać do Marizy, bo to artystki o kompletnie odmiennej ekspresji. U Cuki na
pierwszym planie jest przede wszystkim jej głos i skrajne, gwałtowne emocje.
Gitary i fortepian w kilku utworach to tylko tło, nie ma tu też prób wielkich
zmian oryginałów w aranżacjach. Nie ukrywam, te interpretacje ocierają się
momentami o nadmierną egzaltację, ale przekonuje mnie to – zwłaszcza w genialnych
Estranha Forma de Vida i Barco Negro z samymi bębnami. Jasny i wysoki
głos pieśniarki jest przenikliwy, a wszystkie melizmaty wykonane z ogromną
dbałością o każdy dźwięk. Na tej płycie, bardziej niż którejkolwiek
wcześniejszej, naprawdę śpiewa całą sobą. A dzięki repertuarowi Amálii wreszcie
nie jest popowo.
Posłuchaj
fragmentu: Estranha Forma de Vida
8.
Kapela ze Wsi Warszawa Uwodzenie
Nowy
album Kapeli jest zaskakująco – jak na ten zespół – łagodny. Wiele o tym mówi
sam tytuł płyty. Ta muzyka rzeczywiście płynie jak woda. Opływa dźwiękiem naturalnie
i niepostrzeżenie. Nie znaczy to wcale, że jest gładko, bo warstwa rytmiczna odgrywa
tu ważną rolę, a instrumenty smyczkowe i cymbały nadają muzyce charakteru. Nie był
to dla mnie album, w który weszłam od razu, musiałam sobie dać czas i nastrój,
żeby poddać się temu transowi melodii ludowych, żeby wychwycić drobiazgi. Wtedy
dopiero popłynęłam z muzyką i poczułam jej sens. Wyjątkowo dużo na nowej płycie
jest solówek trąbki i wyjątkowo mało zespołowego śpiewania. Tego ostatniego
trochę mi brakuje, ale z drugiej strony dziewczyny solo mają w sobie urzekającą
delikatność i naturalność. Warto wsłuchać się w całość, bo to kawał świetnie
zagranej muzyki folkowej!
Posłuchaj
fragmentu: Oracja do wody
9.
Ola Jas Jasna
Pamiętacie,
jak kiedyś TUTAJ pisałam o epce Oli? W tym roku nareszcie ukazała się jej
debiutancka płyta. Tę wokalistkę zapamiętuje się od razu ze względu na jej
piękny, głęboki i niski głos, ale dla mnie to także świetna piosenkopisarka. Ola
ma ogromny talent do pisania melodyjnych, wpadających w ucho piosenek i coraz
bardziej przekonuję się, że to w dzisiejszych czasach wyjątkowe. Na Jasnej
dużo jest bardzo dobrych kompozycji z mądrymi tekstami. Wraz z producentem João
de Sousą, który także wspomógł wokalnie Olę w kilku utworach, muzycy stworzyli klimatyczny
album lokujący się brzmieniowo gdzieś na pograniczu jazzu, dobrego popu i
muzyki luzofońskiej. Bardzo bliska mojej wrażliwości jest ta muzyka. Żałuję
jedynie, że – w przeciwieństwie do epki – zabrakło tu trochę pazura i przełamania
gładkości, które znam przecież z koncertów Oli. Nie mam jednak wątpliwości, że ta
muzyka wspaniale grzeje i otula w chłodne, ponure dni.
Posłuchaj fragmentu: Ostatni dzień lata
10.
Melody Gardot Sunset In The Blue
Mam
tendencję do wynajdywania na tym albumie złych rzeczy, ale byłabym niesprawiedliwa,
gdybym go nie doceniła. Po prostu od pewnych artystów wymagam więcej. Wrażliwość
Melody jest przecież nieporównywalna z nikim innym. Nikt nie potrafi śpiewać
cicho tak pięknie jak ona. Tym razem artystka postawiła na zupełną delikatność
z subtelnymi rytmami bossa novy w tle. To muzyka, która ma w sobie nadzwyczajny
spokój. W tym na pewno widzę jej wielką wartość, koiła mnie w trudnych momentach
złości. A całość oczywiście brzmi wspaniale, bo Melody jako profesjonalistka
otacza się najlepszymi współpracownikami – skoro produkuje Larry Klein, a
miksuje Al Schmitt, czy może być źle? Tyle tylko, że ładna płyta od takiej
artystki to dla mnie trochę za mało. Chciałabym, żeby brzmienie tego albumu bliższe
było wyglądowi jego okładki (fantastyczny obraz Pat Steir!). Chwalę jeszcze za
cudny duet z António Zambujo i urocze piosenki po portugalsku, nie chwalę za
koszmarek ze Stingiem, ale ten ostatni jest bonusem, można wyłączyć przed
końcem.
Posłuchaj
fragmentu: Sunset In The Blue
Pora na wyróżnienia!
Dwa pierwsze są wyjątkowe, ponieważ
dotyczą płyt, które wcale nie ustępują powyższej dziesiątce. Uznałam jednak, że
bardzo trudno będzie mi porównać albumy, na których dominują wokaliści, z
muzyką instrumentalną. To jednak dwie zupełnie różne bajki. Prawdą jest, że rzeczy
instrumentalnych słucham dużo mniej, ale są zeszłoroczne polskie płyty jazzowe,
które chciałabym Wam gorąco polecić.
Pierwsza
to Heart, Mind & Spirit – Piotr Budniak Essential Group. Frontmana
tego zespołu, perkusistę, pierwszy raz usłyszałam 6 lat temu na płycie tria
Franciszka Raczkowskiego i już wtedy się nim zainteresowałam. W międzyczasie widziałam
go w przeróżnych projektach, aż w tym roku trafiłam na ten album. Zachwyciły
mnie na nim wyraziste kompozycje Budniaka, w których ciekawie opracowywane są
bardzo melodyjne tematy. Od początku do końca z ogromną przyjemnością słucham
tej muzyki i siedzi mi ona w głowie. Oczywiście to, co napisane nie obroniłoby
się bez świetnego wykonania, które zapewniają, oprócz Piotra: Wojciech
Lichtański (saksofony, flet), David Doružka (gitara), Kajetan Borowski (fortepian,
instrumenty klawiszowe), Piotr Narajowski – kontrabas oraz gościnnie: Łukasz
Belcyr (gitara, banjo), Szymon Mika (gitara akustyczna) i Jakub Łępa (klarnet
basowy).
Posłuchaj
fragmentu: Futrix
Druga
to Fletch – Daniel Toledo Quartet. Także jazzowy album, ale jakby zupełnie
na przeciwnym biegunie w stosunku do tego opisywanego powyżej. Fascynuje mnie
tutaj improwizacyjna swoboda i odwaga muzyków oraz właśnie przełamywanie
melodyjności tematów w kompozycjach. To muzyka do której muszę mieć odpowiedni
nastrój i koncentrację, wtedy wsłuchuję się w niuanse i poszczególne partie
instrumentów. Bo ten kwartet to czterech wybitnych młodych muzyków: Kuba Więcek
(saksofon), Piotr Orzechowski „Pianohooligan” (fortepian, Wurlitzer), Daniel
Toledo (kontrabas), Michał Miśkiewicz (bębny). Każdy z nich wyróżnia się swoim
oryginalnym, charakterystycznym brzmieniem, a jako zespół tworzą mieszankę
wybuchowego profesjonalizmu.
Posłuchaj
fragmentu: Fletch
Wyróżnienia
pozostałe:
Elida
Almeida Gerasonobu – za to, że bezdyskusyjnie porywa do tańca
Krzysztof
Zalewski Zabawa – za nieskończone pokłady energii
Mela
Koteluk i Kwadrofonik Astronomia poety. Baczyński – za oryginalne
połączenie wierszy pomnikowego poety z minimalistycznym popem
Na
koniec obiecany bonus dla wytrwałych. Pewnie zauważyliście, że w zeszłym roku
nie pojawiło się podsumowanie. Było wiele powodów, ale żaden nie był muzyczny,
bo jak zwykle dobrych płyt ukazało się sporo. Co więcej, ułożyłam tę listę, ale
o niej nie napisałam. Zostawiam Wam ją tutaj, gdybyście mieli ochotę
ponadrabiać zaległości.
Najlepsze
albumy 2019 roku
Wyróżnienie
specjalne: Esperanza Spalding 12 Little Spells
1.
Aldina Duarte Roubados
2.
Camané i Mário Laginha Aqui Está-se Sossegado
3.
Ricardo Ribeiro Respeitosa Mente
4.
Jazz Band Młynarski-Masecki Płyta z zadrą w sercu
5.
Misia Furtak Co przyjdzie?
6.
Maja Kleszcz Osiecka de Luxe
7.
Veronica Swift Confessions
8.
Zbigniew Preisner / Lisa Gerrard / Dominik Wania Melodies Of My Youth
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW 2020 roku płyty były super. Ten rok nie jest wcale gorszy i myślę, że jeszcze nas zaskoczy :) Ja ostatnio bardzo zainteresowałam sie muzyką. Nawet zaczęłam kupować instrumenty. Znalazłam świetny internetowy sklep muzyczny i zamówiłam tam już gitarę i klawisze.
OdpowiedzUsuń